No! Dość tych utyskiwań.
Dynie mi moi kochani wyrosły jakieś takie nijakie. Na ozdobę chyba… małe takie, a twarde jak pierón. Ja się spodziewałem wielkich pękatych kul, a tutaj jakieś tykwy za przeproszeniem. Więc dumałem długo jakby te dziady jedne spożytkować, a jako, że napatoczyła mi się skądinąd baranina, to wydumałem. Zupę! Gulasz taki właściwie… Nazwałem sobie to to jesienna zupa pasterska – no bo tak sobie pomyślałem, że jakbym był pasterzem i dorwał gdzieś kawałek dyni, to na pewno bym właśnie taką zupę popełnił, coby mnie grzała w jesienne wieczory, że hej!

Mięso kroimy w kostkę, czosnek wyciskamy do rozmarynu, dodajemy ocet i oliwę, w tej mieszance obtaczamy mięso i odstawiamy do lodówki na ok. godzinkę, półtorej. Ja oczywiście wciąż używam suszonego rozmarynu, z powodu, że dziadostwo mnie nie lubi i nie chce u mnie rosnąć i schnie i co tylko, a nowych, z przemrożonych nasion jeszcze nie wyhodowałem. Ale jeśli ktoś ma świeży rozmaryn to tym lepiej dla niego.
W garnku rozgrzewamy oliwę i wrzucamy na nią mięso, smażymy ze wszystkich stron. Dorzucamy miąższ z dyni pokrojony w kosteczkę, czy jak tam wam wyjdzie - ja wydłubywałem z tej dyni łyżką, więc był w takie … hmmm… piórka bym powiedział. Dusimy razem na średnim ogniu, ok. 10-15min. aż dynia zacznie mięknąć. Następnie dolewamy wodę, i dosalamy całość. Dorzucamy tez przyprawy – liście laurowe, ziele angielskie, paprykę i majeranek. Gotujemy jakieś 20 min. mieszając co jakiś czas. Po tym czasie dodajemy jeszcze keczup. Ja dałem 3 duże łyżki – ale zależy od waszego smaku. Gotujemy jeszcze chwilkę. W międzyczasie dynia powinna się prawie całkiem porozpadać zagęszczając naszą zupę. Odławiamy liście laurowe i ziele angielskie.
W miseczce mieszamy śmietanę z mąką i wlewamy całość do zupy. Dokładnie mieszamy, gotujemy na małym ogniu z 5 min, po czym rozlewamy do miseczek i podajemy.

Ja te małe dynki wziąłem i wydrążyłem i zrobiłem z nich takie miseczki – w nich właśnie podałem tą zupę. Oczywiście wywołało to ogólny zachwyt, bo trzeba przyznać całkiem fajnie wyglądało, ale tak szczerze – nie miało wpływu na smak, więc jak takich nie macie, to się nie przejmujcie wcale.
Połączenie aromatów rozmarynowo –czosnkowych świetnie sprawdza się w kompilacji z baraniną, razem przełamując dyniową łagodność, czy nawet lekką mdłość chwilami. Całkiem mi to odpowiadało muszę przyznać i goście też zadowoleni bardzo byli. No i dobrze, tyle przynajmniej pożytku z tych dyniów – dziadygów niewyrośniętych było.
A wy jak kiedyś dostaniecie od kogoś nasiona dyni, to się upewnijcie co to za rodzaj i czy na pewno duże i ładne dynie do jedzenia z tego będą, czy może to jakaś kolejna odmiana ozdobnych nie jest…

Dynie mi moi kochani wyrosły jakieś takie nijakie. Na ozdobę chyba… małe takie, a twarde jak pierón. Ja się spodziewałem wielkich pękatych kul, a tutaj jakieś tykwy za przeproszeniem. Więc dumałem długo jakby te dziady jedne spożytkować, a jako, że napatoczyła mi się skądinąd baranina, to wydumałem. Zupę! Gulasz taki właściwie… Nazwałem sobie to to jesienna zupa pasterska – no bo tak sobie pomyślałem, że jakbym był pasterzem i dorwał gdzieś kawałek dyni, to na pewno bym właśnie taką zupę popełnił, coby mnie grzała w jesienne wieczory, że hej!

- 0,5 kg. Mięsa baraniego na gulasz.
- 1 kg wydrążonego miąższu z dyni.
- 2 ząbki czosnku
- 2 łyżeczki rozmarynu
- 2 łyżki octu
- 2 łyżki oliwy
- 0,5 litra wody
- łyżeczka soli
- 2 łyżeczki papryki słodkiej
- Łyżeczka papryki ostrej
- 3 łyżki keczupu
- Szczypta majeranku
- Parę ziaren ziela angielskiego
- 2 liście laurowe
- 200g śmietany 12lub18%
- 1 kopiata łyżka mąki.
Mięso kroimy w kostkę, czosnek wyciskamy do rozmarynu, dodajemy ocet i oliwę, w tej mieszance obtaczamy mięso i odstawiamy do lodówki na ok. godzinkę, półtorej. Ja oczywiście wciąż używam suszonego rozmarynu, z powodu, że dziadostwo mnie nie lubi i nie chce u mnie rosnąć i schnie i co tylko, a nowych, z przemrożonych nasion jeszcze nie wyhodowałem. Ale jeśli ktoś ma świeży rozmaryn to tym lepiej dla niego.
W garnku rozgrzewamy oliwę i wrzucamy na nią mięso, smażymy ze wszystkich stron. Dorzucamy miąższ z dyni pokrojony w kosteczkę, czy jak tam wam wyjdzie - ja wydłubywałem z tej dyni łyżką, więc był w takie … hmmm… piórka bym powiedział. Dusimy razem na średnim ogniu, ok. 10-15min. aż dynia zacznie mięknąć. Następnie dolewamy wodę, i dosalamy całość. Dorzucamy tez przyprawy – liście laurowe, ziele angielskie, paprykę i majeranek. Gotujemy jakieś 20 min. mieszając co jakiś czas. Po tym czasie dodajemy jeszcze keczup. Ja dałem 3 duże łyżki – ale zależy od waszego smaku. Gotujemy jeszcze chwilkę. W międzyczasie dynia powinna się prawie całkiem porozpadać zagęszczając naszą zupę. Odławiamy liście laurowe i ziele angielskie.
W miseczce mieszamy śmietanę z mąką i wlewamy całość do zupy. Dokładnie mieszamy, gotujemy na małym ogniu z 5 min, po czym rozlewamy do miseczek i podajemy.

Ja te małe dynki wziąłem i wydrążyłem i zrobiłem z nich takie miseczki – w nich właśnie podałem tą zupę. Oczywiście wywołało to ogólny zachwyt, bo trzeba przyznać całkiem fajnie wyglądało, ale tak szczerze – nie miało wpływu na smak, więc jak takich nie macie, to się nie przejmujcie wcale.
Połączenie aromatów rozmarynowo –czosnkowych świetnie sprawdza się w kompilacji z baraniną, razem przełamując dyniową łagodność, czy nawet lekką mdłość chwilami. Całkiem mi to odpowiadało muszę przyznać i goście też zadowoleni bardzo byli. No i dobrze, tyle przynajmniej pożytku z tych dyniów – dziadygów niewyrośniętych było.
A wy jak kiedyś dostaniecie od kogoś nasiona dyni, to się upewnijcie co to za rodzaj i czy na pewno duże i ładne dynie do jedzenia z tego będą, czy może to jakaś kolejna odmiana ozdobnych nie jest…

Nie lubie baraniny, ale zdjęcia są super! takie kolorowe...
OdpowiedzUsuńNo w takim talerzu to z miłą chęcią zjadłabym Twoją zupę :)
OdpowiedzUsuńNooo, baranina i rozmaryn, to ja to już lubię. Jak gęsta jesienna zupa, tym bardziej. A kiedy w takiej dyni podano, to jak sobie wyobrażę, jakie to musiało być zarąbiste, to... A, co tu gadać. Idę, podjem suchego chleba ze słoniną.
OdpowiedzUsuńA gdzie Ty barana upolowałeś??? Dyńki też mam takie ;-) a nawet mniejsze i żal mi je jeść... ;( Za to barankiem bym nie pogardziła, o nie!
OdpowiedzUsuńCrembrulee - dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńMihrunnisa - Jednak jest coś w powiedzeniu "je się oczami" ;)
Antoni - dobre dobre było, ale ty już tu suchym chlebem ze słoniną nie czaruj - nie chcę mówić, kto mi tutaj ostatnio ślinianki regularnie nadwyręża wrzucając tatowe biesiady.
Mafilko - a chodził se tak, nie miał co robić, beczał tylko-wyraźnie się nudził, no to ja go cap! do wora!
A dyńki jak takie male są to może faktycznie nie jedz, już pomijam kwestię żałości, ale w nich skóra będzie twarda, nasion dużo, a miąższu to parę łyżeczek może ... nie warto, lepiej se na kominku postawić i klimat jesienny robić. ;)
O tak, przyznaje, ze bardzo ladnie to wyglada :) Lubie takie nadziewane dynie, zupami tez ;) A na przyszly rok moze jakies inne odmiany dodatkowo zaplanuj? Moze ktoras z nich bardziej obrodzi ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Beo, na przyszły rok pójdę i własnoręcznie kupię nasiona, a nie będę wierzył teściowej, że dostała super nasiona od koleżanki-działkowiczki i się chętnie ze mną podzieli, bo aż mnie skręca jak patrzę jakie cuda wyprawiacie z tymi dyniami, a ja swoje to mogę co najwyżej na parapetach na ozdobę sobie ustawić :P
OdpowiedzUsuńW razie czego chetnie sluze pomoca :)
OdpowiedzUsuńMoże się kiedyś przekonam do dań z dyni, na razie zdecydowanie wolę je w roli ozdób na kominku ;)
OdpowiedzUsuńAle jutro będę robić inną twoją zupę - cebulową.
I.nna - napisz koniecznie jak poszło. :)
OdpowiedzUsuń