- Ok. 2 szklanek mąki
- Pół szklanki cukru-pudru
- Pół łyżeczki soli
- Kostka masła
- 1,5 do dwie płaskie łyżki matchy - sproszkowanej zielonej herbaty.
- Odrobina wody.
Klasyczne ciasto kruche, bez jajka. Proponuję najpierw wymieszać 1 szklankę mąki z pozostałymi składnikami, dodać zimne masło pokrojone w kosteczkę i dopiero w czasie wyrabiania dosypywać resztę mąki, aż ciasto będzie miało odpowiednią konsystencję – powinno być elastyczne, ale nie nazbyt kruche. Na warsztatach miałem dzielną pomocnicę, która właściwie sama przyrządziła całą porcję ciasteczek. Matcha, której dodajemy do ciasteczek ma bardzo intensywny smak, kolor i zapach – wystarczy stosunkowo niewielka ilość, a będziemy mieli ciasteczka bardziej herbaciane od samej herbaty. Niestety nie jest to najtańsza herbata na świecie, ale biorąc pod uwagę smak jaki zapewnia naszym ciasteczką [i nie tylko – wszak z użyciem matchy możemy wykonać całą masę przepisów] zdecydowanie warto.Wyrobione na jednolite ciasto formujemy w kulkę i wrzucamy na przynajmniej pół godziny do lodówki. Oczywiście, jeśli prowadzimy warsztaty w ponad 35 stopniowym upale, w warunkach polowych, gdzie w przenośnej turystycznej lodóweczce nawet lód w kostkach można bez problemu przelewać ze szklanki do szklanki to chłodzenie niewiele nam da, ale zawsze coś.
Po tym czasie, wyciągamy, rozwałkowujemy na ok. 0,3 -0,5cm i wycinamy dowolne, fantazyjne wzory jakie nam tam przyjdą do głowy, ewentualnie na jakie nam foremki pozwalają. Muszę w tym miejscu złożyć ogromne ukłony uznania dla mojej dzielnej pomocnicy – warsztatowiczki, bo pomimo temperatury i tego, że ciasto lepiło się do wałka, wcale nie chciało się rozwałkowywać i kruszyło się jak tylko mogło, to jakimś, nieznanym mi z resztą sposobem udało się jej rozwałkować i wykroić całkiem ładne ciasteczka.W przyszłym roku to Ona poprowadzi warsztaty, a ja będę się uczył jak to się robi ;)
No, a później już prosto – wrzucamy do piekarnika rozgrzanego na jakieś 180 °C. Jeśli piekarnik jest faktycznie tak nagrzany, to wystarczy niecałe 10 min. Jeśli natomiast używamy takiego warsztatowo-niespodziankowego piekarnika jak to ja używam, to czekamy aż się łaskawie nagrzeje wreszcie, a następnie aż upiecze ciasteczka.
Nie używaliśmy jajka, więc w ciastkach nie ma co rosnąć – chodzi jedynie o to, aby ciasto się szybciutko upiekło – więc kiedy ciasteczka na bokach zamiast żywej zieleni zaczynają mieć już zgniłą zieleń wpadającą w brąz, to znak, że pora je wyciągać.
Spalone są niedobre – strasznie gorzkie cuś… wiem, raz sprawdziłem. ;)
Ale za to nie spalone… mmmmmm!!!! Fantastyczne!
4 komentarze:
Ciastka wyglądają fenomenalnie :-) Pewnikiem najlepsze do herbaty.
ciasteczka cudenka:) pewnie pasowalyby mi do herbatki:)
świetne ciasteczka
świetne te ciasteczka!
Prześlij komentarz