Opóźniona, trzecia część relacji z warsztatów na święcie herbaty. Tagiatelle, które ostatecznie było nawet niezłe, chociaż zupełnie szczerze – w czasie przygotowywania go było kilka wpadek. Pierwsza wpadka, to taka, że [tradycyjnie już chyba] załączając jednocześnie kuchenkę elektryczną, piekarnik i czajnik elektryczny wywaliłem korki, czego nawet nie zauważyłem i makaron zamiast się szybciutko zagotować, to stał w letniej wodzie i rozmiękał. A druga to taka, że chyba zapomniałem gdzie robię warsztaty i na święcie herbaty to będzie sporo takich ludzi, którzy znają się na rzeczy i wiedzą, że herbaty za nic w świecie nie powinniśmy zaparzać w popularnych niegdyś metalowych zaparzaczkach typu „jajko”. Ja oczywiście też wiedziałem, ale jakoś mnie zupełnie zaćmiło i sam nie wiem czemu tak właśnie postąpiłem… Cóż. Życie. Pomysł na to danie popatrzyłem na stronie foody.pl, gdzie było prezentowane z herbatą smakową – orientalną, ale ja odrobinę je przerobiłem.
Więc teoretycznie sprawa jest prosta – śmietankę doprowadzamy do wrzenia, następnie dodajemy herbatę i gotujemy kilka minut. Jeśli herbata jest liściasta dobrze użyć np. kawałka gazy i zawinąć herbatę w nią, żeby nam nie pływała w całej śmietanie – jak już wspominałem wcześniej używanie metalowych zaparzaczek nie wskazane. W między czasie stawiamy wodę na makaron i gotujemy go al’dente. Warzywa kroimy wg uznania – jeśli się prowadzi warsztaty, to warto sobie pewne rzeczy przygotować wcześniej, bo przy krojeniu już trzeciej marchewki w julieny zaczyna brakować tematów do opowiadania warsztatowiczom, a do końca jeszcze daleko. Następnie je blanszujemy – czyli wrzucamy do wrzątku na chwilkę, a zaraz potem do zimnej wody z lodem. I znów – jeśli prowadzimy warsztaty, to warto zadbać o to, żeby czajnik gotujący wodę nie wywalił nam prądu, bo wrzątek wtedy jest średnio wrzący. Szparagów ze słoika oczywiście nie blanszujemy, bo w ich przypadku nie ma to żadnego sensu, jeśli są twardawe, to możemy je przegrillować na patelni grillowej. Wszystkie warzywa razem przesmażamy na maśle, a następnie zalewamy sosem herbaciano – śmietanowym i gotujemy kilka minut, aż uzyskamy pożądaną konsystencję sosu. Doprawiamy solą i pieprzem. Na talerz wykładamy porcję tagiatelle, na niego nasz sos warzywny, z wierzchu posypujemy świeżo startym parmezanem.
To jest naprawdę dobre danie, bardzo żałuję że na warsztatach przez te wszystkie okoliczności wypadło tak blado przy łososiu i ciasteczkach, ale cóż – z takimi imprezami to jest tak, że albo wszystko idzie doskonale i jest się przez wszystkich wychwalanym, albo się dużo uczy. Ja przy tym tagiatelle bardzo dużo się nauczyłem, na szczęście pozostała część na tyle się podobała, że i tak spotkała mnie ta pierwsza opcja.
Na warsztatach zaprezentowałem te 3 potrawy, ale na drugi dzień jeszcze przygotowywałem dla wolontariuszy mały poczęstunek i kilkoma potrawami stamtąd będę chciał się z wami podzielić w najbliższym czasie, tym bardziej, że część z nich była nietypowa jak dla mnie – bo w wersjach vege. A co do święta herbaty, to zapraszam was gorąco za rok – bo to wspaniała impreza. A całkiem możliwe, że znów będziecie mogli mnie tam spotkać uwijającego się przy kuchni.
- 300 g. tagiatelli
- 10 zielonych szparagów [ ja niestety użyłem szparagów ze słoika – pora roku już nie taka]
- 1/ 2 kalafiora
- 1/ 2 brokułu
- 150 g marchewki
- 250 ml. śmietanki 30%
- 2 łyżki masła
- Parmezan
- Herbata zielona – ok. 2-3 łyżeczek
Więc teoretycznie sprawa jest prosta – śmietankę doprowadzamy do wrzenia, następnie dodajemy herbatę i gotujemy kilka minut. Jeśli herbata jest liściasta dobrze użyć np. kawałka gazy i zawinąć herbatę w nią, żeby nam nie pływała w całej śmietanie – jak już wspominałem wcześniej używanie metalowych zaparzaczek nie wskazane. W między czasie stawiamy wodę na makaron i gotujemy go al’dente. Warzywa kroimy wg uznania – jeśli się prowadzi warsztaty, to warto sobie pewne rzeczy przygotować wcześniej, bo przy krojeniu już trzeciej marchewki w julieny zaczyna brakować tematów do opowiadania warsztatowiczom, a do końca jeszcze daleko. Następnie je blanszujemy – czyli wrzucamy do wrzątku na chwilkę, a zaraz potem do zimnej wody z lodem. I znów – jeśli prowadzimy warsztaty, to warto zadbać o to, żeby czajnik gotujący wodę nie wywalił nam prądu, bo wrzątek wtedy jest średnio wrzący. Szparagów ze słoika oczywiście nie blanszujemy, bo w ich przypadku nie ma to żadnego sensu, jeśli są twardawe, to możemy je przegrillować na patelni grillowej. Wszystkie warzywa razem przesmażamy na maśle, a następnie zalewamy sosem herbaciano – śmietanowym i gotujemy kilka minut, aż uzyskamy pożądaną konsystencję sosu. Doprawiamy solą i pieprzem. Na talerz wykładamy porcję tagiatelle, na niego nasz sos warzywny, z wierzchu posypujemy świeżo startym parmezanem.
To jest naprawdę dobre danie, bardzo żałuję że na warsztatach przez te wszystkie okoliczności wypadło tak blado przy łososiu i ciasteczkach, ale cóż – z takimi imprezami to jest tak, że albo wszystko idzie doskonale i jest się przez wszystkich wychwalanym, albo się dużo uczy. Ja przy tym tagiatelle bardzo dużo się nauczyłem, na szczęście pozostała część na tyle się podobała, że i tak spotkała mnie ta pierwsza opcja.
Na warsztatach zaprezentowałem te 3 potrawy, ale na drugi dzień jeszcze przygotowywałem dla wolontariuszy mały poczęstunek i kilkoma potrawami stamtąd będę chciał się z wami podzielić w najbliższym czasie, tym bardziej, że część z nich była nietypowa jak dla mnie – bo w wersjach vege. A co do święta herbaty, to zapraszam was gorąco za rok – bo to wspaniała impreza. A całkiem możliwe, że znów będziecie mogli mnie tam spotkać uwijającego się przy kuchni.
11 komentarzy:
Bardzo fajny przepis:)
pozdrawiam
co do korków to znam ten ból. ale ja mam kombiwar z racji małego mieszkania- gaśnie światełko i wiem że strzeliło;)
a makaron fajny, z resztą ja bardzo jestem makaronowa;)
pozdrawiam
mniam
wygląda bardzo apetycznie !
ojej, z herbatą? hmm. zaskoczyło mnie to połączenie. bardzo nowatorskie ;]
bardzo ciekawie się zapowiada!
Strasznie apetycznie wygląda ten sos. Koniecznie muszę spróbować. Pozdrawiam!
fajny pomysł z tą herbatą :)
Ja uważam że właśnie herbata jest napojem bogów i wypijam ogromne ilości ale jestem chyba herbacianą barbarzynką : używam bambusowych koszyczków a wcześniej zaparzałam w metalowych.. podpowiesz w czym się najlepiej zaparza?:)
Atrio - nie znam się jakoś strasznie, ale wiem na pewno, że bambusowe koszyczki są jak najbardziej ok.
W metalowych chodzi chyba o to [o ile dobrze kojarzę], że metal wchodzi w reakcje z herbatą, czy coś w tym rodzaju...
A ja zieloną herbatę zalewam po prostu bezpośrednio w czarce do zaparzania, wodą o temp.80stopni, parzę pod przykryciem ok. 3min, i przelewam przytrzymując pokrywkę do drugiej czarki - dzięki temu fuzy pozostają w pierwszej i są gotowe do drugiego zalania, a ja mam pyszny napar w drugiej do picia. :)
Mico!! Żyjesz jeszcze?
A jeśli tak, to czemu nie gotujesz, a przynajmniej my nic o tym nie wiemy? ;)
yje, ale co to.... a nie ważne z resztą. :P
Tak się składa, że wrzesień i październik to w mojej branży tzw. sezon - od końca sierpnia mam takie urwanie głowy, że chwilami nie wiem gdzie ją mam. Coś tam gotowałem ostatnio, nawet wyszło, ale czasu na spisanie już nie starczyło.
Pomijając fakt, że mam jeszcze całą masę zaległych dań do wrzucenia. No i wiecznie ciągnące się podsumowanie śniadań majowych, z którego to powodu jest mi tak głupio, że wolę chyba chwilami udawać, że się zapadłem pod ziemię, albo umarłem.
w największym skrócie - żyję, ale muszę się jakoś ogarnąć wreszcie.
Prześlij komentarz