Pamiętam bardzo dobrze tamten świąteczny poranek 2 lata temu. Cały dom jeszcze spał, kiedy zszedłem do wysprzątanej i spokojnej kuchni, postanowiłem wtedy, że zrobię jajka zapiekane, a w trakcie ich robienia coś mnie tknęło, żeby może zrobić kilka zdjęć. Wieczorem powstał z tego pierwszy wpis i zacząłem swoją przygodę z Olive&Flour.
Dzisiejszy poranek w niczym nie przypominał tamtego. Pomimo, że wczoraj miałem świetny dzień – po raz pierwszy od wielu miesięcy delektowałem się tym, że nic nie muszę, popijałem whisky czytając książkę i słuchając nowej płyty. Jednak dzisiaj obudziłem się z tym okropnym uczuciem, które towarzyszyło mi każdego ranka przez ostatnie kilka miesięcy – że jestem spóźniony, że się nie wyrobię, że jest tyle rzeczy do zrobienia, a ja znów jestem w plecy i być może jeszcze tego nie widać, ale ja już to wiem i na pewno lada moment wyjdzie na jaw, że znów nawaliłem. Zszedłem na dół do kuchni, w której panował bałagan – po podłodze walały się naczynia z zabawkowej kuchenki, którą dostały pod choinkę kuchciki, w zlewie piętrzyły się wczorajsze gary. Zaraz za mną wbiegli chłopaki robiąc przy okazji straszny hałas i waląc swoimi nowymi hokejkami, w co popadnie. W kuchni stała moja najmilsza próbując przygotować mi moje ulubione śniadanie – jajka w koszulkach. A ja będąc już i tak podirytowany stwierdziłem, że się to ciut kłuci z moją koncepcją śniadania. Co gorsza właśnie wtedy spostrzegłem, że piekarnik jest nagrzany a w nim siedzi kaczka, którą wczoraj w nocy zamarynowałem w winie a którą chciałem jeszcze przed wsadzeniem do pieca obłożyć jabłkami i doprawić. Powiedziałem więc mojej najmilszej, że po co to już załączyła, że przecież nikt jej nie prosił i jeszcze parę innych ciepłych słów, takich jakie to tylko kochający mąż potrafi powiedzieć swojej ukochanej żonie w świąteczny poranek.
No i się zrobiło przykro. I żonie i mi w sumie też, bo przecież to zupełnie nie tak miało wyglądać.
I wszystko miało wyglądać inaczej i blog miał się zapełniać nowymi wpisami minimum, co drugi dzień i miałem wreszcie zacząć się ze wszystkim wyrabiać i przestać w końcu żyć w chaosie, miotając się od jednej rzeczy do drugiej. Ale cóż, kiedy jest jak widać inaczej.
„I gdy myślę o niej teraz, uświadamiam sobie, że na pewno miała swoje zmartwienia. Ale znalazła sposób na to, by jej życie mimo wszystko było piękne, tak jak tamtego popołudnia. Przyszło jej to tak samo łatwo, jak wyciągnięcie z kieszeni tej srebrnej flaszeczki. To był jej dar dla mnie. Pokazała, że szczęście jest kwestią wyboru.
- Myślisz, że tak naprawdę jest? Szczęście się wybiera?
- Przeważnie. A przynajmniej znacznie częściej niż wielu z nas sobie to uświadamia.”*
Razem zrobiliśmy śniadanie - jajka w koszulkach z sosem serowym, podane z rogaliczkami z ciasta francuskiego z szynką.
Dzisiejszy poranek w niczym nie przypominał tamtego. Pomimo, że wczoraj miałem świetny dzień – po raz pierwszy od wielu miesięcy delektowałem się tym, że nic nie muszę, popijałem whisky czytając książkę i słuchając nowej płyty. Jednak dzisiaj obudziłem się z tym okropnym uczuciem, które towarzyszyło mi każdego ranka przez ostatnie kilka miesięcy – że jestem spóźniony, że się nie wyrobię, że jest tyle rzeczy do zrobienia, a ja znów jestem w plecy i być może jeszcze tego nie widać, ale ja już to wiem i na pewno lada moment wyjdzie na jaw, że znów nawaliłem. Zszedłem na dół do kuchni, w której panował bałagan – po podłodze walały się naczynia z zabawkowej kuchenki, którą dostały pod choinkę kuchciki, w zlewie piętrzyły się wczorajsze gary. Zaraz za mną wbiegli chłopaki robiąc przy okazji straszny hałas i waląc swoimi nowymi hokejkami, w co popadnie. W kuchni stała moja najmilsza próbując przygotować mi moje ulubione śniadanie – jajka w koszulkach. A ja będąc już i tak podirytowany stwierdziłem, że się to ciut kłuci z moją koncepcją śniadania. Co gorsza właśnie wtedy spostrzegłem, że piekarnik jest nagrzany a w nim siedzi kaczka, którą wczoraj w nocy zamarynowałem w winie a którą chciałem jeszcze przed wsadzeniem do pieca obłożyć jabłkami i doprawić. Powiedziałem więc mojej najmilszej, że po co to już załączyła, że przecież nikt jej nie prosił i jeszcze parę innych ciepłych słów, takich jakie to tylko kochający mąż potrafi powiedzieć swojej ukochanej żonie w świąteczny poranek.
No i się zrobiło przykro. I żonie i mi w sumie też, bo przecież to zupełnie nie tak miało wyglądać.
I wszystko miało wyglądać inaczej i blog miał się zapełniać nowymi wpisami minimum, co drugi dzień i miałem wreszcie zacząć się ze wszystkim wyrabiać i przestać w końcu żyć w chaosie, miotając się od jednej rzeczy do drugiej. Ale cóż, kiedy jest jak widać inaczej.
„I gdy myślę o niej teraz, uświadamiam sobie, że na pewno miała swoje zmartwienia. Ale znalazła sposób na to, by jej życie mimo wszystko było piękne, tak jak tamtego popołudnia. Przyszło jej to tak samo łatwo, jak wyciągnięcie z kieszeni tej srebrnej flaszeczki. To był jej dar dla mnie. Pokazała, że szczęście jest kwestią wyboru.
- Myślisz, że tak naprawdę jest? Szczęście się wybiera?
- Przeważnie. A przynajmniej znacznie częściej niż wielu z nas sobie to uświadamia.”*
Razem zrobiliśmy śniadanie - jajka w koszulkach z sosem serowym, podane z rogaliczkami z ciasta francuskiego z szynką.
- Po 1 jajku na osobę
- 2 łyżki octu
- Garść pokrojonej w kosteczkę goudy
- Garść pokrojonego w kosteczkę brie
- Łyżka śmietany 18%
- Łyżeczka masła.
- Szczypta tartej gałki muszkatołowej.
- Sól,
- pieprz.
- Płat ciasta francuskiego
- 2 łyżeczki koncentratu pomidorowego
- 1 łyżeczka oliwy z oliwek
- 1 łyżeczka suszonego tymianku.
- Kilka plastrów domowej szynki.
- 1 żółtko.
- Masło do wysmarowania blachy.
Ciasto kroimy poprzecznie w długie trójkąty – o podstawie ok. 5 cm. Smarujemy mieszaniną koncentratu z oliwą i tymiankiem. Następnie na każdym, przy podstawie układamy niewielki plasterek cieniutko pokrojonej szynki domowej i zawijamy trójkąty lekko rozciągając boki. Gotowy rogalik lekko doginamy w księżyc. Smarujemy żółtkiem, układamy na natłuszczonej blaszce i wkładamy do piekarnika rozgrzanego do jakichś 180°C na ok. 15 minut.
Jajka wbijamy pojedynczo do filiżanki, wodę z dodatkiem octu zagotowujemy, aż zacznie wrzeć, następnie zmniejszamy ogień, czekamy aż woda lekko się uspokoi i wtedy wlewamy jajo z filiżanki od razu zagarniając łyżką, aby powstał kulisty kształt. Gotujemy jeszcze jakieś 2 minuty.
Na patelni roztapiamy masło, dodajemy pokrojone w kosteczkę sery, mieszamy cały czas, aż sery się rozpłyną, dodajemy łyżkę śmietany. Cały czas mieszając dusimy, aż śmietana się zredukuje i całość nabierze konsystencji sosu. Doprawiamy szczyptą startej gałki muszkatołowej, solą i pieprzem.
Jajka wykładamy na plaster wędliny, polewamy z wierzchu sosem, podajemy razem z ciepłymi rogaliczkami.
Razem zrobiliśmy, razem zjedliśmy, uśmiechając się do siebie znad talerzy, bo szczęście przeważnie się wybiera.
* Marlena de Blasi, Tysiąc dni w Toskanii.
Jajka wbijamy pojedynczo do filiżanki, wodę z dodatkiem octu zagotowujemy, aż zacznie wrzeć, następnie zmniejszamy ogień, czekamy aż woda lekko się uspokoi i wtedy wlewamy jajo z filiżanki od razu zagarniając łyżką, aby powstał kulisty kształt. Gotujemy jeszcze jakieś 2 minuty.
Na patelni roztapiamy masło, dodajemy pokrojone w kosteczkę sery, mieszamy cały czas, aż sery się rozpłyną, dodajemy łyżkę śmietany. Cały czas mieszając dusimy, aż śmietana się zredukuje i całość nabierze konsystencji sosu. Doprawiamy szczyptą startej gałki muszkatołowej, solą i pieprzem.
Jajka wykładamy na plaster wędliny, polewamy z wierzchu sosem, podajemy razem z ciepłymi rogaliczkami.
Razem zrobiliśmy, razem zjedliśmy, uśmiechając się do siebie znad talerzy, bo szczęście przeważnie się wybiera.
* Marlena de Blasi, Tysiąc dni w Toskanii.
7 komentarzy:
wspaniałe.
rety, ile ja bym dała za taki początek dnia!
Świetnie napisane.
Rozumiem,ze to wczoraj była rocznica bloga, a więc życzę wszystkiego najlepszego Twojemu blogowi i Tobie :))
A śniadanko zrobiliście i zjedliście fajne :))
Pozdrowienia:)
samo życie Mico:) Grunt, że później śniadanie zostało zrobione i zjedzone razem! I to jeszcze jakie!
Pamiętam jak zaczynałeś dwa lata temu:) Wszystkiego dobrego dla Ciebie, Twojej drugiej Połówki i Kuchcików:)
Znam aż za dobrze to uczucie, że ze wszystkim jestem spóźniona, z niczym się nie wyrabiam... i te obietnice częstszych aktualizacji bloga, eh.
Niemniej jednak, grunt, że poranek zakończył się pozytywnie i smacznie;)
Pozdrawiam!
Swiateczny poranek jako zywy! Witaj w stowarzyszeniu tych co gonia wlasny ogon!
A takie sniadanko jak twoje nalezy do moich ulubionych. :D
hmmm znowu te Twoje jajka ;)
Bardzo wam wszystkim dziękuję.
Arku, w tym stowarzyszeniu to ja już od tak dawna, że chyba w kapitule jestem... sam się dziwię co mnie podkusiło 2 lata temu, żeby jeszcze tego bloga...
agato - jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało - jajka tym razem akurat mojej żony.
Prześlij komentarz