sobota, 27 lutego 2010

Odrywaniec cytrynowy wg mojej żony

Zarzuciłem ja ostatnio blogowanie i z resztą gotowanie troszkę też na rzecz przesiadywania przez większość doby przed komputerem i tworzenia przeróżnych dziwnych i ładnych rzeczy dla dużych firm, tudzież korporacji, mając jednocześnie nadzieję że kiedyś za to przesiadywanie dostanę sowitą zapłatę. W tym czasie w kuchni rządzi moja żona i dba o mnie jak może, żebym się nie wycieńczył przy tym komputerze i nie padł jej tutaj jeśli wszelkie aktywności poza pracą zdecydowałem się ograniczyć do niezbędnego minimum.
A moja żona to, muszę przyznać, potrafi zadbać o człowieka. Pochwalę się trochę jak mi tu dobrze, żeby wam smaka narobić.



Ciasto:
  • 2 i 3/4 szklanki mąki
  • 1/4 szklanki cukru
  • 2 i 1/4 łyżeczka suchych drożdży
  • Szczypta soli
  • 1/3 szklanki mleka
  • 55g masła
  • 1/4 szklanki wody
  • 1 i 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
  • 2 duże jajka

Posypka:
  • 1/2 szklanki cukru
  • 3 łyżki startej skórki cytrynowej
  • 1 łyżka startej skórki pomarańczowej
  • 50 g rozpuszczonego masła


Przepis na to pyszne ciasto przyniosła do naszego domu dawno temu pewna mniamowiczka, [edit: jak się właśnie dowiedziałem oryginalnie przepis został podany przez Bajaderkę na forum mniamowym ]. Odrywaniec w swej naturze i wyglądzie przypomina troszkę bułeczki bostońskie i coś co jeszcze jest dla niego naturalne, to że – jak to mówi moja żona – nie opłaca się go robić, bo człowiek się męczy, robi to ponad 2 godziny, a później wszyscy się na to rzucają i znika w 5 minut.
Ale do rzeczy.
Bierzemy mąkę – dwie szklanki - i mieszamy z cukrem, drożdżami i solą. Mleko z masłem mocno podgrzewamy, następnie zdejmujemy z palnika, dodajemy wodę i odstawiamy na chwilę żeby przestygło. Dodać ekstrakt waniliowy i wymieszać. Teraz całość wlewamy do miski z mąką i mieszamy łopatką, aż się w miarę połączy.
Następnie wyrabiamy ciasto, można sobie pomóc mikserem, dodając jajka po jednym i pół szklanki mąki. Kiedy już wszystko razem ładnie się wyrobi, to przekładamy na stolnicę i jeszcze chwilkę je męczymy ręcznie, aż ciasto będzie elastyczne, ale nie klejące się. Jeśli jest za bardzo klejące, można dodać resztkę mąki, my tak robimy.
Odstawiamy na godzinkę do wyrośnięcia.

W tym czasie przygotujemy sobie posypkę – cukier mieszamy ze skórkami. Dzisiaj moja żona użyła tylko cytrynowej, zwiększając po prostu jej ilość i też było pyszne.


Masło [ok.50g lub nawet mniej] rozpuszczamy i odrobiną wysmarowujemy foremkę keksową [22x12cm].
Wyrośnięte ciasto rozwałkowujemy na prostokąt o wymiarach 50x30cm, smarujemy masłem i kroimy na 5 pasów o szer. 10 cm. Na pierwszy pas sypiemy mieszankę cukru ze skórkami [ok. półtorej łyżeczki], przykrywamy drugim pasem itd. kończąc na warstwie cukru.
Kroimy teraz ciasto w poprzek na 6 równych pasków o szerokości ok.6 cm. i układamy je na sztorc w keksówce. Po bokach zostawiamy trochę miejsca. Przykrywamy i znów odstawiamy na ok. godzinkę do wyrośnięcia.
Piekarnik rozgrzewamy do 180 o C, do tego piekarnika wrzucamy tego dziada i trzymamy tam ze 30 min, aż się zrumieni pięknie. Wyciągamy i zostawiamy w foremce jeszcze z 15 min, żeby przestygło [to dopiero ćwiczenie dla silnej woli, nie wszyscy to wytrzymują].

Ciasta broń Boże, nie kroimy – odrywamy sobie po kawałeczku i wcinamy. Pyszne! Mięciutkie, aromatyczne ciasto, na bokach lekko chrupiące od skarmelizowanej skórki cytrynowej. No cudo po prostu.


Kiedyś upiekliśmy odrywańca w środku nocy, żeby na drugi dzień rano sprawić pierwszemu kuchcikowi radość… niestety on się o tym cieście nigdy nie dowiedział, bo tak „próbowaliśmy” aż całe zniknęło. Tacy rodzice… ech…trudno, musiał czerpać radość po prostu z pięknego poranka. Takie życie - niech się dzieciak uczy!

dodajdo.com

sobota, 6 lutego 2010

Jajka na chrupka kładzione na duszonej marchewce, polane sosem serowym.

Sam sobie nagrabiłem ostatnio z tymi fotkami od Wojtka, jak już to wrzuciłem na stronę, to nagle mnie ogarnęło przerażenie, że przecież ja w życiu do tego poziomu nie doskoczę i jak tu wrzucać kolejnego posta teraz… No, ale nic – przez 3 tygodnie prawie, się ukrywałem, ale przecież nie zamknę bloga tylko dlatego, że się pojawiły na nim najlepsze fotki w jego karierze.

A mi się dzisiaj znowu moja ukochana zestarzała. Już nie mogę – co roku, szóstego lutego to samo… Przecież tym sposobem to za 40 lat to obydwoje będziemy starymi dziadkami!
No i w związku z tym wydarzeniem pierwszy kuchcik już dawno się zapowiedział, że właśnie tego dnia on przygotuje dla mamy śniadanie i nakryje do stołu. Gwoli ścisłości to wyglądało tak, że on wymyślił rano składniki, a ja to miałem przygotować w czasie, kiedy on biegał z rowerkiem między kuchnią a salonem…
-No, miśku, to co chcesz na to śniadanie dla mamy zrobić?
-Jajko z jajecznicą!
-Uhm… to ciekawa propozycja, coś jeszcze?
Kuchcik z zadumą rozejrzał się po lodówce i rzucił: to marchewkę jeszcze tatusiu obierz!
-I co, tak samą marchewkę mam mamie dać?
-No!
-Aha…. To wiesz co, bo mama lubi jajka na chrupko, to może tak zrobimy?
-No! I z jajecznicą!
-Ech… no nie wiem, może same jajka na chrupko, co?
-Noooo… dobra…

I popędził dalej biegać z rowerkiem między kuchnią i salonem.


  • 1 duża cebula
  • 3 marchewki
  • Łyżka masła
  • Szczypta soli
  • Łyżeczka cukru
  • Łyżeczka mieszanki ziół „prowansalskich”
  • Oliwa do smażenia.

  • Po jajku na osobę
  • Głęboki olej do smażenia.

  • Łyżka masła
  • Ok. 2 łyżki białego wina
  • Ok. 50 g. żółtego sera
  • 2 łyżki śmietany 18%

Zacząłem od posiekania cebuli w kosteczkę i marchewki w małe słupki. Na patelni rozgrzałem trochę oliwy i na nią tą cebulę i marchew. Niech się duszą dziady. Posypałem solą i cukrem, dodałem zioła a po jakiejś chwili również łyżkę masła i zostawiłem na małym ogniu mieszając czasami, na czas przygotowywania reszty śniadania, czyli ze 20 min. [niezorganizowany byłem rano – można to było szybciej zrobić].

Na drugiej patelence roztopiłem masło, dorzuciłem posiekany drobno żółty ser i podlałem białym winem. Kiedy ser się roztopił to dorzuciłem 2 łyżki śmietany i gotowałem jeszcze chwilkę na małym ogniu, mieszając co chwila, aż wszystko uzyskało jednolitą, kremową konsystencję.

W międzyczasie w garnku rozgrzałem olej do głębokiego smażenia i na sam koniec zrobiłem w nim jajka na chrupko – czyli trochę jak jaka w koszulkach, tylko smażone, zamiast gotowane.

I już – na talerz najpierw łoże z marchwi i cebulki, na to jajo, polana całość z góry białym sosem. Do tego świeże bułeczki z piekarnika.
Na bułeczki przepisu wam nie podam, bo ciasto zrobiłem wczoraj wg. własnego widzimisię i już byłem zapomniałem proporcje. Nie jestem pieczywowym chłopakiem, jak kogoś kręcą takie rzeczy, to zapraszam do pracowni wypieków Liski. Mogę jedynie powiedzieć, że bułeczki wyszły super, i fantastycznie pasowały do tego śniadania. A i samo danie było zaskakująco dobre, smaki świetnie ze sobą współgrały, chociaż czy to było super zdrowe, to nie wiem…


Ważne, że najmilsza była zadowolona strasznie.
A i kuchcik w końcu się zmobilizował, rzucił rowerek w kąt i nakrył do stołu. Serwetki były wprawdzie świąteczne co je wygrzebał z jakiejś szuflady, ale ostatecznie on i tak cały czas twierdził, że dzisiaj są święta, tylko że takie od mamy.

I pięknie było i dzień się zaczął miło.

dodajdo.com
Blog Widget by LinkWithin