środa, 20 stycznia 2010

Gulasz barani na łożu warzywno – buraczanym z przesmażanymi ziemniakami.

Jak ostatnio pisałem – są ludzie, w których towarzystwie nie jest najistotniejsze co jemy, bo wspólnie zjedzony najprostszy i najzwyklejszy posiłek urasta do rangi fantastycznej, wykwintnej kolacji. Ale wiecie co? Oprócz tego wszystkiego są jeszcze ludzie, w których towarzystwie czujemy się w kuchni zupełnie swobodnie – nie mamy wyrzutów, że teraz się zajmujemy gotowaniem, a goście gdzieś są odstawieni na chwilę na bok. Bo tak po prostu nie jest – rozmowa trwa nadal, siekamy cebulę i rozmawiamy o życiu i kulturze, dodając między słowami przez ramię – „jak siekasz cebulę, to fajnie sobie ją naciąć w taki sposób i później siekasz o tak i od razu masz małe kosteczki, no i szybciutko to idzie.” A kontynuując rozmowę na temat sytuacji społeczno – kulturowej krajów zachodnich i krojąc przy okazji barana wstawiamy dwa zdania na temat tego, że „z baranem jest taki trik, żeby go zamarynować w occie i czosnku, bo wtedy gubi się ten nieprzyjemny „wełniany” posmak”. A ten ktoś nie patrzy na nas pytającym wzrokiem jakby się zastanawiał po kiego grzyba mu to właściwie mówimy, tylko notuje w swojej pamięci. I robi to nie dlatego, że też jest fanem gotowania [chociaż czasem jest] ale z tego samego powodu, dla którego my notujemy coś w pamięci kiedy on opowiada o fotografii, o sztuce, czy swoim życiu.
- Ty, no to co to będzie na ten obiad w końcu?
- Pożywienie - mówiłem ci już przecież.
- kur… ale co?
- ty lepiej nie gadaj tyle, tylko myśl jak temu zrobić fotki!
- to ja mam to fotografować?
- no chyba nie ja – przecież widzisz, że ja już gotuje. A poza tym, to ty jesteś fotografem.
- no dobra…. Ty, no to co to będzie?


  • ok. 1 kg łopatki baraniej.
  • 6 jagód jałowca
  • łyżeczka kminku
  • sól, pieprz
  • 4 ząbki czosnku
  • 3 łyżki octu
  • oliwa z oliwek.

  • 2 cebule
  • Plaster selera
  • Ok. 10 strączków fasoli szparagowej
  • 3 – 4 różyczki brokułów
  • 3 ząbki czosnku
  • Sól, pieprz, oregano
  • 3 buraki marynowane

  • Ok. 8 średnich ziemniaków.
  • Ok. 100 g. masła
  • 2 ząbki czosnku w całości

Mięso kroimy w kosteczkę. W moździerzu rozbijamy razem jałowiec, kminek i z łyżeczkę pieprzu. Dodajemy ok. łyżeczki kopiatej soli. Wszystko razem ucieramy na proszek. Do przypraw wyciskamy czosnek, dodajemy ocet i oliwę i mieszamy, żeby się połączyło. Zalewami tym mięso i mieszamy, żeby wszystkie kawałeczki mięsa były dokładnie obtoczone w zalewie. Odstawiamy na chwilkę na bok, żeby się troszkę przegryzło.
W rondlu rozgrzewamy trochę oliwy, lub oleju, wrzucamy na to mięso i zesmażamy z wszystkich stron, następnie zmniejszamy ogień i przykrywamy pozwalając mięsu się już spokojnie dusić – co jakiś czas mieszamy. [mięso potrzebuje z godzinkę aż będzie miękkie]

Obieramy ziemniaczki podobnej wielkości i kroimy je w ćwiartki i gotujemy w osolonej wodzie. Kiedy już będą miękkawe, ale nie całkiem gotowe [ takie jak makaron al dente ] zdejmujemy z ognia i odsączamy wodę.


W międzyczasie na patelni na rozgrzanej oliwie przesmażamy posiekane cebule, dodajemy posiekany plaster selera, kilka strączków fasoli szparagowej i kilka różyczek brokułów. Sól, pieprz, duuuża szczypta oregano. Wrzucamy posiekany czosnek i dusimy razem.

Wracamy do ziemniaków – wyciągamy pojedynczo, przez rękawiczkę ćwiartki z garnka i widelcem lekko je zadrapujemy z wierzchu – nadamy im w ten sposób ładną strukturę. Tak przygotowane wrzucamy na roztopione na patelni masło, dorzucamy ze 2 ząbki czosnku w całości [nawet z łupinami] i przesmażamy obracając na wszystkie strony, aż nasze ćwiartki ziemniaczane będą rumiane.

Na patelni na której dusiliśmy warzywa robimy trochę mięso i wrzucamy buraczki pokrojone w ósemki [albo pół-ćwiarki – jak kto woli ]. Chwilę smażymy, odgarniając trochę warzywa na bok, żeby nie zafarbowały się na czerwono.

Na talerzach układamy w kóło na przemian ziemniaki i buraki, na nie wrzucamy duszone warzywa, na koniec baraninę.


Oj, to było dobre.
Żona moja twierdzi, że to najlepsza baranina jaką zrobiłem, ja powiedziałem jej, że może jest głodna po prostu i że mi bardziej smakowały zrazy ze skorzonerą. A gość nic nie powiedział, chyba nie miał czasu, bo najpierw strzelał fotki strasznie długo, a później zjadał i tylko uszy mu się trzęsły.
To chyba dobrze…

Raz jeszcze ogromne dzięki dla Wojtka Iskierki za fotografie.

dodajdo.com

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Jajka w koszulkach na tartinkach z kiełbasą jałowcową.

Przyjechał do nas specjalny gość.
Nie widzieliśmy się już parę lat. A jednak wszedł do domu i usiadł przy stole, tak jakby wyszedł wczoraj. I od razu zaczęliśmy gadać, tak jakbyśmy chcieli koniecznie dokończyć przerwany wczoraj wątek, a kuchnia wypełniła się po brzegi czymś niezwykłym, a przy tym tak zupełnie naturalnym. Przy hiszpańskim winie i grzańcu gadaliśmy, wciąż przerywając sobie nawzajem, do piątej rano. Ale to w sumie nie takie istotne przy czym, bo jakoś tak się składa, że są tacy ludzie w których towarzystwie nawet odgrzewana pizza z obiadu i fusiasta herbata smakują jak najlepsze frykasy.
- I słuchaj, ale słuchaj mnie teraz!
- to ty słuchaj – będziesz to jadł?
- TAK!
- aha… no to mów dalej.
I zjadł ostatni kawałek. Za to ja mu za chwilę znowu przerwałem.

A rano zrobiłem śniadanie.
  • 1 cebula
  • Łyżka masła
  • 20 dkg kiełbasy jałowcowej
  • 60 g fety
  • 100 g śmietany 18%
  • Ok. 50g. sera żółtego
  • Sól, pieprz cukier.
  • Ok. 1/3 ciasta francuskiego

  • Po jajku na osobę.


Cebulę posiekałem w cieniutkie piórka, i dusiłem na maśle z 15 min. aż dobrze zmiękła. Posypałem szczyptą soli i cukru. Po chwili dodałem pokrojoną w kosteczkę kiełbasę jałowcową, kiedy się trochę obsmażyła dodałem fetę zmieszaną ze śmietaną. Pieprz. Mieszałem cały czas a kiedy feta się rozpuściła dorzuciłem jeszcze trochę sera żółtego, żeby zagęścić konsystencję.
Na blasze ułożyłem kwadraciki z ciasta francuskiego i zawinąłem im lekko brzegi. Na środek każdego wrzuciłem nadzienie. I do piekarnika [z 200 oC] na jakieś 15-20 min. aż ciasto będzie złociste.
W tym czasie zrobiłem jajka w koszulkach .
Na gotowych tartinkach układałem po jajku.
A on w międzyczasie zaaranżował stół i ustawił aparat. No a później ja nad nim stałem i gadałem mu co chwila, żeby smolił już te fotki, bo wystygnie, a zimne jajka w koszulkach już nie są tak smaczne.
A te były.
A później znów gadaliśmy.

Fotografia: Wojtek Iskierka, dziękuję.
dodajdo.com

piątek, 15 stycznia 2010

Pudding z Yorkshire z frankfuterkami i skarmelizowaną cebulą.

W zeszłym roku zrobiłem wersję wegetariańską tego puddingu wyszła bardzo smacznie, pomyślałem sobie wtedy, że to takie fajne danie, że można by je przygotowywać znacznie częściej i wiecie co? Zapomniałem o tym! Przypomniało mi się wczoraj wieczorem.
Problem z Puddingiem z Yorkshire jest taki, że nie do końca wiadomo w który posiłek go wpasować, bo jest to z pewnością bardzo smaczne na śniadanie, ale z tym wiąże się jeden problem – zajmuje zdecydowanie za dużo czasu jak na śniadanie – ciasto trzeba przygotować ze 2 godziny wcześniej, a i samo danie robi się jak nic z pół godziny. Więc przyjmijmy, że jest to fantastyczna sprawa na drugie śniadanie, czy inny lunch, brunch czy co tam jeszcze.



Na ok. 4 - 6 porcji [zależy jakich kokilek użyjecie]

  • 2 jajka
  • 70 g mąki
  • 200 ml półtłustego mleka
  • Sól i pieprz.

Nadzienie:
  • 80g. masła
  • 1 duża cebula
  • Łyżeczka cukru
  • 3 frankfuterki
  • 4 oliwki
  • Szczypta harissy

  • Ok. 100ml oleju

Ciasto proste jak drut – toż to prawie ciasto naleśnikowe – roztrzepujemy jajka w misce, dodajemy stopniowo mąkę roztrzepując ją z jajkami, aż będzie w miarę jednolite. Cały czas mieszając trzepaczką dodajemy mleko. Doprawiamy solą i pieprzem i wstawiamy do lodówy na ok. 2 godziny. Ten czas jest bardzo potrzebny – ciasto ma zupełnie inną konsystencję, jest bardziej „napowietrzone” a tym samym znacznie bardziej się nadaje do naszych celów – dzięki temu nasze puddingi wyrosną w piekarniku jak grzyby po deszczu, a nie staną się małymi, zbitymi plackami.

W tym czasie można zrobić całą masę innych rzeczy – można wyrobić ciasto na chleb, posprzątać podłogi, można użerać się z drugim kuchcikiem, który cały czas ryczy i nie możemy odkryć o co mu właściwie w życiu chodzi [i tak już będzie do 18nastki, albo i dłużej], możemy zadumać się nad ogromem wszechświata i tajemnicą stworzenia, możemy [jeśli to noc] liczyć gwiazdy na niebie, możemy położyć się na podłodze i nie robić nic oprócz gapienia się w sufit… no cóż, możemy prawie wszystko.
A później…
A później nagrzewamy piekarnik na 220 oC, cebulę kroimy w cieniusieńkie pół-plasterki i dusimy ją w rondelku w którym najpierw roztopiliśmy 80g masła, na bardzo malutkim ogniu. To duszenie chwilkę zajmie – z 20 min. jak nic, a my w tym czasie spokojnie zajmujemy się pozostałymi sprawami, mieszając cebulkę tylko raz za czas.
A pozostałe sprawy to:
Do kokilek wlewamy po równo olej – rozsmarowując go również po ściankach. Ja mam kokilki o średnicy 7cm dlatego mi tego ciasta starczyło na 4 porcje. Jeśli ktoś ma trochę mniejsze to polecam właśnie takie – ciasta powinno starczyć na 6 porcji, jeśli nalejemy go prawie do pełna. Mniejszy rozmiar również pozwoli ciastu idealnie się upiec, przyznam szczerze, że moje są tak na granicy dobrze zrobionych.
Tak więc do nich wlewamy ten olej i wstawiamy do nagrzanego piekarnika na ok. 4min. Kiedy olej zacznie dymić wlewamy do nich chochlą ciasto i wstawiamy do piekarnika na jakieś 25min. Puddingi powinny nam mocno wyrosnąć, być rumiane i chrupiące z wierzchu, natomiast ciasto w środku powinno być wciąż trochę miękkie.
W między czasie na patelence przesmażamy fraknfuterki doprawione harissą [lub po prostu ostrą papryką] na koniec dorzucamy posiekane oliwki.
Do duszącej się cebuli dodajemy pod koniec łyżeczkę cukru, karmelizujemy całość.

Kiedy minęło 25 min. wyciągamy szybko i zwinnie [jak ninja] puddingi z piekarnika a następnie z kokilek. Układamy na ciepłe talerze [ważne – inaczej od razu oklapną] a do środka ładujemy nadzienie.
Podajemy ciepłe.
Można jeszcze posypać odrobiną startego sera, jeśli ktoś lubi.



Kuchciki się cieszą, żona się cieszy, my się wkurzamy, bo zdjęcia nam nie wychodzą. W końcu ksywka „vj shaking hands” skądś się wzięła.

Ale przynajmniej żarcie dobre jak cholera!
dodajdo.com

środa, 13 stycznia 2010

Wspomnienie sylwestra i noworoczny schab z brzoskwiniami.

Matko droga, ojcze z córką!!! Ileż to można czekać, żeby się ktoś wreszcie zlitował i wrzucił coś na tego OlivendFlauera…
Ech, się było porobiło – kuchcik pierwszy się rozchorował w sam nowy rok, a później za nim my wszyscy kolejno. Przez to wszystko zapomniałem zupełnie o tym schabie co żem go w nowy rok gościom na obiad zaserwował.
Ale najpierw zostałem zobligowany do napisania, że na sylwestra mieliśmy udziec barani nad ogniskiem pieczony. Natrzaskali tych fotek, a później mi gadają, że oczekują, że to się pojawi na tym sławetnym blogu. No więc, żebyście wiedzieli – pojawi się. Zdjęcia dość hardcorowe, więc co wrażliwsi niech od razu przejdą do schabu.
A co do samego barana, to nie będę pisał jak go tam przyprawiałem z kilku względów – pierwszy i najważniejszy jest taki, że właściwie to zapomniałem com tam do niego wsypał, a inne względy zachowam dla siebie.


Niektórzy twierdzili, że ten baranek, to prawdziwie duchowa strawa była, że w czasie pieczenia jakieś dziwne rzeczy się działy, że dusza z niego wyszła, czy cuś.


Wisiał tak nad tym ogniem ze dwie godziny jak nic i wisiałby i trzecią, ale się wzięło i rozlało rzęsistym deszczem [gdyby ktoś nie wierzył, to jeszcze raz powiem – tak, to był sylwester, czyli 31 grudnia, a my byliśmy na południu polski, a nie w Anglii. Dobrze przynajmniej, że pioruny nie trzaskały] no i musieliśmy tego udźca do brytfanny załadować i do piekarnika, żeby sobie doszedł. Muszę wprost powiedzieć, że bardzo dobre to było sylwestrowe danie, z grzańcem winnym smakował wyśmienicie. A na grzańca samego to też wam kiedyś mój pomysł poddam, ale to innym razem, jak fotek cudnych napstrykam.



Dobra to teraz do schabu przystąp!

  • Z 1kg schabu bez kości.
  • 3-4 połówki brzoskwini z puszki

  • łyżeczka pieprzu kolorowego
  • łyżeczka ziaren kolendry
  • 1/2 łyżeczki kminku
  • Odrobina gałki muszkatołowej
  • Łyżeczka curry
  • Łyżeczka tymianku
  • 2-3 ząbki czosnku
  • Sól [z łyżeczka]
  • Oliwa z oliwek
  • Syrop spod brzoskwiń.
  • Odrobina startej skórki cytrynowej.


Pieprz, gałkę, kolendrę i kminek tłuczemy razem w moździerzu, dodajemy curry, tymianek suszony i łyżeczkę soli. Wciskamy czosnek i z pół łyżeczki startej skórki z cytryny. Do tego dodajemy trochę oliwy i syropu spod brzoskwiń, tak, żeby stworzyła się taka pasta konsystencją zbliżona do pasty curry, może trochę rzadsza.

Schab oczywiście płuczemy i oczyszczamy ze wszystkich błon itp. Następnie używając długiego noża robimy w nim dziurę na wylot, podłużnie – tak jakbyśmy go chcieli na rożna jakiego nadziać. Do tej dziury za pomocą długiej łyżki ładujemy odrobinę naszej pasty przyprawowej, a następnie wpychamy ze cztery połówki brzoskwiń. Wyloty tunelu spinamy wykałaczkami, żeby nam te brzoskwinki nie wyskoczyły ze środka.
Teraz wierzch schabu nacinamy lekko nożem, taką kratkę na nim tworząc, czy jaki inny wzór fikuśny, jak kto lubi. A następnie smarujemy dokładnie ze wszystkich stron tą naszą pastą przyprawową.
Przesmażamy szybko z obydwu stron na patelni z rozgrzaną oliwą, następnie przekładamy do brytfanki, czy innego naczynia żaroodpornego, podlewamy trochę wodą i syropem z brzoskwiń i do piekarnika rozgrzanego na jakieś 200 oC na 2 – 2,5 godziny. Podlewać co jakiś czas, jeśli potrzeba a samo mięso oblewać z góry sosem.
No i tyle. Później to już tylko w plastry go, i na talerze.


Bardzo smaczne to było, gościom ponoć też strasznie smakowało, niestety na żywo nie widziałem – tylko relacja z drugiej ręki, bo w tym czasie akurat z pierwszym kuchcikiem zwiedzaliśmy sobie oddziały dziecięce szpitala w naszym mieście, bo jeszcze nigdy nie byliśmy, więc trzeba było się wybrać, żeby obejrzeć, a co!
A wy się zdrowo trzymcie!

A tu jeszcze taka prywata – noworoczne życzenia od psa Bono, który dzielnie strzeże wrót do Olive&Flour.


Ps. Dziękuję bardzo za zdjęcia blendym’owi i sandroli.
dodajdo.com

piątek, 1 stycznia 2010

Full ponglish breakfast.

Czy właściwie powinno być New Year’s full ponglish breakrfast.
Już wczoraj pisałem, że goście mi tu wymyślili, że mają dostać specjalne, dedykowane śniadanie na sylwestra i na nowy rok.
Wiadomo jak to jest w nowy rok, zostało trochę resztek z wczoraj, jakoś nie ma niesamowitych sił na robienie super wymyślnych śniadań, z drugiej strony jak chcieli takie dedykowane specjalne śniadanie, to zwykłej jajecznicy, albo parów z wody nie ma im co dawać. Idąc dalej tym torem myślowym stwierdziłem, że na ogólne posylwestrowe zmęczenie organizmu koniecznie jajka w koszulkach by się przydały, a najlepiej cały zestaw nazywany zwykle full english breakfast. A tutaj szynka swojska, ponadto ja nie byłbym sobą, gdybym do jajek w koszulkach nie przygotował sosu serowego, więc w sumie wyszedł ponglish. Ale jak najbardziej full.



  • Po jajku na osobę,
  • Po plasterku szynki swojskiej i salami [niekoniecznie swojskiego]
  • Parę plasterków pieczarki
  • Ze 100g sera żółtego i pleśniowego
  • Łyżka śmietany
  • Trochę masła
  • Sos worcester
  • Sól, pieprz
  • Ocet
  • Cebula dymka.

  • Dodatki [oliwki, czosnek marynowany, cebulki marynowane, pasta łososiowa, sałatka śledziowa]

No co tu dużo gadać – jajka w koszulkach to wszyscy stali czytelnicy mojego bloga już wiedzą jak robić – gotujemy wodę z octem, delikatnie wlewamy jajko, zagarniamy łyżką cedzakową i gotujemy chwilę. Jak kto nie wie, niech poszuka w dziale śniadania, gdzieś tam podaję szczegółową instrukcje co i jak. Dzisiaj nie mam siły na wklejanie linków.

Szynki, salami, pieczarki i białą część dymki grillujemy na patelni. Na drugiej patelence roztapiamy masło i pokrojone w drobną kosteczkę sery. Kiedy się rozpuszczą dorzucamy śmietany, kilka kropli Worcestera, pieprz i sól i mieszamy.

Do tego tosty. Na talerzu układamy wszystko po kolei, jajko oblewamy sosem serowym i podajemy.


Goście nie dość, że zadowoleni, to jeszcze mi nawet zdjęcia pomagają robić. Takie bestyje kochane.
Wszyscy zgodnie stwierdzają, że jeśli chodzi o noworoczne śniadanie, to to było idealne, nikt z nas nie mógł sobie wyobrazić bardziej pasującego śniadania na nowy rok.
dodajdo.com
Blog Widget by LinkWithin