piątek, 30 kwietnia 2010

Śniadanie majowe 2.

Kochani! Przyszedł wreszcie maj, saska kępa zaraz będzie pachniała [tak przynajmniej śpiewają – nie wiem, nie byłem], nawet największe niedźwiedzie – takie jak ja na ten przykład – już przebudziły się ze snu zimowego i zaczynają wreszcie żyć pełnią życia. A żeby zacząć dzień pełen życia, trzeba wystartować od dobrego i pełnego śniadania.

Już w zeszłym roku pisałem o tym, że często o śniadaniach zapominamy, albo traktujemy je nieco po macoszemu i zachęcałem nas wszystkich, żebyśmy celebrowali śniadania, żebyśmy się rozszaleli, rozsmakowali, rozśniadaniowali na wiosnę.
Wasz odzew na mój apel przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, 61 osób przygotowało wtedy ponad 200 propozycji śniadań.
Dlatego teraz z ogromną radością chcę was znów zaprosić do wspólnej zabawy, bawmy się przez calutki maj, śniadaniujmy, cieszmy się życiem i tym, co możemy z niego wycisnąć. Rozszalejmy się śniadaniowo zupełnie bez żadnych ograniczeń, niech śniadania będą wykwintne, niech będą proste, niech będą kolorowe i niech będą monochromatyczne, niech będą wieloskładnikowe i niech będą skromne, ale zawsze, zawsze niech będą fantastycznie smaczne!
Pokażmy na co nas stać o poranku!

Banerki i te sprawy – zapraszam poniżej:






Wpisujcie się do akcji na durszlaku, bądź podsyłajcie mi maile z autorem i linkiem do posta, na adres dostępny w moim profilu na oliveandflour.blogspot.com, a ja po zakończeniu akcji postaram się wymościć jakieś piękne podsumowanie.
dodajdo.com

środa, 28 kwietnia 2010

Drumsticki na chrupko.

Gdzieś tam w międzyczasie pomiędzy innymi zajęciami cały czas się coś dzieje w naszej kuchni, ale nie zawsze jest aparat pod ręką, nie zawsze chce mi się pisać o tym, nie zawsze akurat to danie przechodzi moje wewnętrzne kwalifikacje do znalezienia się na blogu. Dlatego musicie mi wybaczyć, że czasem są tutaj zastoje. Ten blog powstał z pasji i tak pozostanie, a z pasją już jest tak, że nie należy jej popędzać, albo naciągać do kieratu codziennego życia, bo szybko nią być przestanie. Machnąłem ostatnio takie drumsticki, głównie z myślą o pierwszym kuchciku, że powinny mu smakować, ale akurat pierwszy kuchcik dość obojętnie zjadł nie zwróciwszy większej uwagi, za to mojej ukochanej smakowały.


  • Z 6 podudzi kurczaka [po 1-2 na osobę]
  • Łyżka miodu
  • Łyżeczka sosu tabasco
  • Sól, pieprz
  • 1 ząbek czosnku
  • oliwa
  • Jajko,
  • Mąka i płatki kukurydziane do panierki
  • Olej do smażenia.

Proste jak ten drut przysłowiowy – w miseczce robimy marynatę z miodu, tabasco, wyciśniętego czosnku, oliwy i soli oraz pieprzu. Nią nacieramy podudzia, ja nawet wziąłem strzykawę i próbowałem tą marynatę, lekko rozrzedzoną wstrzyknąć pomiędzy mięso a kość, co mi wyszło niestety tylko częściowo, bo oczywiście kawałki czosnku zatykały strzykawę i więcej przy tym straciłem nerwów niż było to warte.Jak sobie te drumsticki poleżą chwilkę w marynacie, to do naczynia żaroodpornego je, razem z marynatą i do piekarnika rozgrzanego na 170 oC na jakieś 40 min.
Kiedy kurczaki się ładnie upiekły wyłączyłem piekarnik i zaczekałem aż sobie spokojnie ostygną. A takie już wystudzone obtoczyłem najpierw w mące, później w jajku i na końcu w pokruszonych lekko płatkach kukurydzianych i obsmażyłem ze wszystkich stron na oleju na ciemno złoto.
Ja tam lubię takie klimaty słodko – ostre, ale bez przesady [da się zjeść bez popijania co kęs hektolitrami wody], do tego chrupiąca panierka kontrastująca z miękkim mięskiem, super. To zdecydowanie mój klimat, a ponadto – danie fajne na zabiegany dzień – robi się praktycznie samo.


Dla wszystkich, którzy słusznie zauważyli, że zbliża się maj mam dobrą nowinę – majowe śniadania już lada dzień, muszę tylko znaleźć chwilkę i machnąć banerek do nich, i oficjalne zaproszenie, ale wszyscy którzy wyczekują tej akcji już teraz mogą czuć się zaproszeni!
dodajdo.com

wtorek, 20 kwietnia 2010

Zapiekanka-suflet z wędzoną makrelą i szpinakiem na cieście tartowym.

Niecierpliwię się i denerwuję. Niecierpliwię się i denerwuję, bo działeczka nasza warzywna jeszcze nie zabronowana, warzywa nie wysiane, a na niektóre już zaczyna być za późno. Niecierpliwię się i denerwuję, bo mam wrażenie, że jeśli chodzi o nasz ogród, to co roku jesteśmy spóźnieni, że nie wykorzystujemy jego potencjału, że jest nie taki jak być powinien. Niecierpliwię się i denerwuję, bo wiosna niby już dawno daje znać o sobie, ale jednocześnie jest zbyt zimna, żeby wzeszły jakiekolwiek z wysianych ziół. Niecierpliwię się i denerwuję, bo teraz nagle w piwnicy odkrywam dziadkowe książki o warzywnictwie i ogrodnictwie i czytając je widzę, że znów wszystko zrobiliśmy nie tak… to nie mogłem ich znaleźć 2 miesiące temu? Niecierpliwię się i denerwuję, bo okazuje się, że nie tak łatwo się przestawić z bycia blokowym chłopakiem, do życia w wiejskich klimatach, a nauka przychodzi bardzo, bardzo wolno. I znów jedyne co mogę powiedzieć i zrobić, to „za rok”. Za rok będziemy o te sprawy mądrzejsi, za rok zrobimy od początku tak jak trzeba. Za rok wszystko zaplanujemy wcześniej… za rok… za rok… za rok…

Łatwiej już gotować.


  • 1 wędzona makrela
  • 3 ząbki czosnku
  • 0,5 szklanki mleka
  • Pół paczki szpinaku
  • Pól cebuli
  • 200g śmietany 18%
  • 3 duże jajka
  • 2 łyżki mąki
  • 50g. sera żółtego startego
  • Łyżeczka ziaren kolendry
  • Sól, pieprz, curry

  • 2 szklanki mąki pszennej
  • Ok. 10 g masła
  • Łyżka – dwie zimnej wody

Zacząłem od zrobienia ciasta na tarte – standardowo – 2 szklanki przesianej mąki wyrabiam z ok. 10g [może ciut więcej – nie wiem – resztka w kostce została, nie ważyłem] pokrojonego w kostkę masła. Dodałem odrobinę zimnej wody, tak żeby ciasto było elastyczne, ale nie lepiące się. Wyrabiałem ok. 5min. następnie w kulkę go i do lodówki.

Do rondelka postawionego na niewielkim ogniu wrzuciłem obrane z ości mięso makreli wędzonej, dorzuciłem 1 posiekany ząbek czosnku i chwilkę smażyłem razem, następnie dolałem 0,5 szklanki mleka i dusiłem razem jeszcze z 15min. Sól, pieprz.W tym czasie na patelni przygotowałem szpinak z posiekanymi 2 ząbkami czosnku i połową cebuli, doprawiłem szczyptą curry, soli i pieprzu.Do miski wrzuciłem z 200g. śmietany, wbiłem 3 jajka, dokładnie wymieszałem razem trzepaczką. Dorzuciłem łyżeczkę utłuczonych w moździerzu ziaren kolendry, sól, pieprz. Potem 2 łyżki mąki i jakieś 50g. startego żółtego sera.Formę do pieczenia wysmarowałem masłem, i wyłożyłem wyciągniętym z lodówy ciastem tartowym. Na spód poszła makrela, później warstwa szpinakowa i na koniec wylałem jaja ze śmietaną. Tzn – do tej tarty wylałem, chociaż niewiele brakowało, a wylałbym na podłogę.


No i do nagrzanego na jakieś 170 oC piekarnika. Pierwsze 15 min. na dużym grzaniu, na drugie 15 min. zmniejszam do minimum.
No a później to już tylko wyłożyć na talerze i jeść. Albo tak jak my wkładać do buzi i chuchać, chuchać, bo goorąąące! Ale za to smakowało, kuchciki odczekały cierpliwie aż im ostygnie, a później wszamały całe porcje. Makrela dzięki wygotowaniu w mleku zyskała bardzo fajny, delikatny smak, super się to komponowało ze szpinakiem, którego lekka, naturalna kwaskowatość przełamywała całość. Wszystko uzupełnione posmakiem kolendry, która w połączeniu z wędzoną rybą tworzyła głęboki charakter dania. No a tarta sprawiła, że danie lekkie, ale sycące.


A na deser pierwszy kuchcik wraz ze swoją o 4 lata starszą „ciocią” zrobili świetne pieczone gruszki z miodem. Się zdolniachy kulinarne znalazły, no!
Nie, nie wiem skąd były o tej porze roku gruszki – nie pytajcie mnie – to moja teściowa skądś wytrzasnęła, ale to były dobre, zimowe gruszki, nie żadne tam plastikowe podróbki z supermarketa.


Takie mieliśmy dzisiaj ucztowanie, a co! Przynajmniej w kuchni coś nam wychodzi.
dodajdo.com

środa, 14 kwietnia 2010

Pulpety wołowe na styl grecki z sosem pomarańczowo-musztardowym i blinami z kaszy manny.

Doszedłem do wniosku, że nie będę na blogu komentował sobotnich wydarzeń – wystarczająco dużo już powiedziano słów pięknych i podniosłych – nie mam nic do dodania. Wystarczająco dużo również powiedziano już głupot. A ja nie chcę się wpisywać w ten trend.
Powiem jedynie od siebie, że nie wierze w to, co wielu powtarza, że „spodobało się Panu Bogu zabrać ich do siebie”, albo, że „niezbadane są wyroki Boskie”. Nie wierzę w to, żeby Bóg działał zabijając ludzi. I jeszcze sobie myślę, że może czas przestać się wymawiać na Pana Boga i jego niezbadane wyroki, a zacząć przyjmować z godnością konsekwencje naszych czynów i wyborów.
Tyle. Reszta niech pozostanie milczeniem.

A pulpety wołowe nadziewane fetą i polane pomarańczowo-musztardowym sosem powstały nagle i spontanicznie – z resztą tak jak większość rzeczy w mojej kuchni. I chociaż nie wyglądały bardzo szałowo, to muszę przyznać, że smakowały bardzo dobrze.


  • 0,5 kg mięsa mielonego wołowego
  • Sok z 0,5 cytryny2 ząbki czosnku
  • 1 łyżeczka oliwy peperoni [można zastąpić sypką chilli, albo ostrą papryką]
  • 1 łyżka oliwy
  • Szczypta tymianku
  • Łyżeczka majeranku
  • Sól, pieprz,
  • 1 nieduża cebula.
  • Jajko
  • Ok. 50g. sera feta

  • 1 pomarańcza
  • Oliwa z oliwek
  • 4 łyżeczki musztardy sarepskiej
  • 200g śmietany 12%
  • Szczypta curry

  • Na bliny z kaszy manny:
  • 1,5 + 1 szklanka mleka
  • 3/4 szklanki kaszy manny
  • 0,5 łyżki masła
  • 1/3 szklanki mąki
  • Sól, pieprz
  • Jajko

Zacznijmy od przygotowania mięsa – w miseczce robimy marynatę z soku z cytryny, wyciśniętego czosnku, oliwy i przypraw. Dokładnie mieszamy z mięsem. Drobno siekamy cebulkę i mieszamy z mięsem – odstawiamy w chłodne miejsce na chwilę.

W tym czasie w 1,5 szklanki mleka zagotowujemy 3/ 4 szklanki kaszy manny. Kiedy kasza będzie gotowa odstawiamy na bok do ostygnięcia, a następnie dodajemy mąkę, mleko, masło i wyrabiamy razem, doprawiamy solą i pieprzem, dodajemy jajko. Ciasto powinno być trochę gęstsze od naleśnikowego.
Smażymy na patelni z dwóch stron, jak to placki.

Do mięsa wbijamy jajko, mieszamy całość, formujemy pulpety w środku każdego zamykając kostkę sera feta. Z wierzchu obsypujemy lekko mąką. Smażymy na patelni z każdej strony, aż będą ładnie zbrązowione. Chociaż muszę przyznać, że potem doszedłem do wniosku, że trzeba było to zrobić inaczej – przesmażyć tylko z dwóch stron na mocno rozgrzanej patelni grillowej, tak, żeby pulpety z zewnątrz się zesmażyły i żeby powstał charakterystyczny paskowany wzorek od grilla a następnie wrzucić do nagrzanego na 150 o C piekarnika na jakieś 15min, żeby doszły. Ser w środku wtedy ładnie by się roztopił i przeszedł całość, a tak to muszę przyznać, że kotlety zaczęły się już z zewnątrz przypalać, a ser w środku nadal pozostał w formie kosteczki. Ale to do wypróbowania na przyszłość.

Na innej patelni, albo w rondelku rozgrzewamy odrobinę oliwy, na nią wrzucamy posiekaną [bez błon oczywiście i skór] jedną pomarańczkę, chwilkę dusimy, następnie dodajemy 4 łyżeczki musztardy sarepskiej i 200g śmietany, doprawiamy szczyptą curry, solą i pieprzem.
Podgrzewamy do momentu zagotowania śmietany.


Pulpety polane sosem podajemy razem z blinami.
Bardzo fajnie się to wszystko uzupełnia – mięso jest lekko kwaskowate, dzięki cytrynie i serowi – co oczywiście dobrze łączy się z pomarańczą w sosie. Bliny są słodkawo-słone. Słona feta w połączeniu z wyraźną wołowiną nadają daniu charakter.
Nawet muszę przyznać, że dosyć smaczne...

Tak, wiem, że zdjęcia jakbym je komórką robił, teraz już nic na to nie poradzę. Możemy to zrzucić na żałobę narodową – chociaż jeszcze nie wiem dlaczego.
dodajdo.com
Blog Widget by LinkWithin