czwartek, 18 czerwca 2009

Grillowanie bakłażany z zielonym sosem i porzeczkami.

Dorota z z Pozytywnej Kuchni zorganizowała konkurs o wdzięcznej nazwie grilluj z Tao-Tao. A ja tu proszę państwa akurat bakłażany wymyśliłem, to myślę sobie – a co mi tam – wrzucę, niech jest. Temat grillowania jest zawsze wdzięczny i moim zdaniem warty znacznie większej naszej uwagi, bo ileż to razy zdarza się, że w kuchni staramy się błysnąć finezją, a kiedy wychodzimy do ogrodu i odpalamy grilla, to nagle ni z gruchy ni z pietruchy wrzucamy na niego najzwyklejszą kiełbasę, otwieramy piwo i tyle. A przecież grill to wspaniała forma przygotowywania wszelkich dań. Pamiętajmy o tym, że do zupełnie niedawna nie było kuchenek gazowych, czy elektrycznych i to właśnie żywy ogień, bądź żar stanowiły podstawę do przygotowania ciepłego posiłku.
Dla tego zainspirowany całą stroną pozytywnej kuchni pomyślałem sobie, że na początek dam propozycję troszkę nietypową dla klimatu grillowego, bo bezmięsną. Za to zdrową i bardzo smaczną. Grill nie musi się kojarzyć z ciężką, tłustą kiełbachą.



  • czarne porzeczki

Bakłażana kroimy w plastry. Będziemy go macerować w zalewie którą zrobimy bardzo łatwo mieszając oliwą [ok. 2 łyżek] z sosem sojowym [ok. łyżki] i podobną ilością sosu słodko-pikantnego chili. Do bejcy wyciskamy jeszcze ząbek czosnku i dodajemy odrobinę wody – bez niej sos jest bardzo gęsty. Smarujemy bejcą plasterki bakłażana z 2 stron i wkładamy do lodówki na przynajmniej pół godziny.



Dojrzałe avocado [musi być miękkawe kiedy je ściskacie] przekrawamy wzdłuż na pół, dzielimy na 2 części, a następnie wyciągamy pestkę nabijając ją na nóż. Miąższ wydrążamy łyżeczką, wrzucamy do blendera/mixera – czegoś takiego co robi „bziiiuuuuuk”. Dorzucamy liście wszystkie po kolei, wlewamy odrobinę oliwy, z łyżeczkę – dwie sosu słodko-pikantego chili, sól pieprz i mixujemy na gładko.

Bakłażana grillujemy z dwóch stron, w razie potrzeby smarując jeszcze bejcą, wykładamy na talerz, może być z rukolą. Po wierzchu smarujemy zielonym sosem avocadowym i posypujemy dojrzałymi czarnymi porzeczkami.
Bardzo, bardzo pozytywne!!


Na koniec pozwolę sobie na odrobinę blogowej prywaty – zachęcam wszystkich blogerów – warto wziąć udział w konkursie organizowanym przez Dorotę – nie tylko ze względu na nagrody, ale też ze względu na korzyści bardziej dalekosiężne. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że blogowa działka kulinarna jest jeszcze bardzo młoda i dopiero zaczyna się ją zauważać – a zadowolony sponsor konkursu jest przekonany [i słusznie] że zrobił dobrą inwestycję poświęcając swoją uwagę właśnie tej działeczce. Myślę, że to również dla nas dobra inwestycja.
W skrócie - grillujmy z tao-tao tym bardziej, że wreszcie lato przyszło.
dodajdo.com

czwartek, 11 czerwca 2009

Pierogi z twarogiem, pomidorami i melisą podane na rukoli z czerwoną cebulką.

Dzisiaj gościnnie nie moje gotowanie, ale mojej żony wspaniałej. Nie jestem wielkim fanem pierogów, ale pomysł mojej żony tak mi się spodobał i zasmakował, że stwierdziłem, że muszę go tutaj umieścić bez względu na to, że to nie ja sam robiłem. Ale sprawdzony jest przecież.


Na ok.80 pierogów
  • 4szkl mąki
  • Łyżka soli
  • 2 jajka
  • Ok. 1,5 szkl letniej wody
  • 200g serka białego
  • 4 pomidory z puszki [bez skórki]
  • Listki z ok. 5 gałązek melisy
  • Sól, pieprz, pieprz cayenne, trochę cukru.
  • 2 czerwone cebule
  • Pęczek rukoli

Tak, tak – wiem – pewnie sobie myślicie: „80 pierogów ?!? kto to wszystko zje ?!?” No cóż… Moja żona fantastycznie gotuje, nawet jeśli gotuje dla pułku wojska. A inna sprawa jest taka, że zazwyczaj okazuje się, że ta porcja dla pułku wojska zostaje pochłonięta przez nasz skromny oddział 3 chłopaków i ona jedna. Jak drugi kuchcik dojdzie do wieku, że będzie wszystko jadł to myślę, że porcje pułkowe będą już zupełnie tak w sam raz.

Pierogi jak to pierogi – ciasto [mąka, sól, jajka i woda] zagniatamy aż będzie sprężyste, dodając wodę stopniowo. Jeśli się jest akurat przypadkiem żoną z dwójką ryczących na przemian dzieci na karku, to najlepiej robić to jedną ręką – żeby drugą w tym samym czasie móc pocieszać pierwszego bądź drugiego kuchcika.
Kiedy ciasto zagnieciemy, formujemy z niego kulkę i odkładamy przykryte szmatką na chwilę na bok. W tym czasie normalny człowiek [albo powiedzmy wprost – facet taki jak ja], spróbowałby zrobić nadzienie robiąc przy tym totalny syf w całej kuchni, wściekłby się co najmniej kilka razy „czemu to dziecko tak się drze bez przerwy”, wywalił całe nadzienie do kosza, bo nie wyszło, następnie wywalił ciasto, bo się zeschło i spróbowałby zacząć od nowa, jako że do ryczącego dziecka dołączyło drugie, to wychrzaniłby wszystko w pierony i załamany zamówił pizze przez telefon, albo na obiad zaserwował parówki z chlebem.
Natomiast moja żona w tym czasie:
Zrobiła nadzienie poprzez zmiksowanie twarogu z pomidorami bez skórki [mogą być z puszki, ale mogą być też świeże – ważne, żeby były ładnie dojrzałe i aromatyczne], dodała przypraw i posiekanej drobniutko melisy.
Nakarmiła drugiego kuchcika, który tym samym przestał urządzać cyrk jakby go ze skóry obdzierali.
Pocieszyła pierwszego kuchcika, który też miał zły humor i ułożyła do popołudniowej drzemki.
Rozwałkowała ciasto na pierogi i wykroiła z niego kółka.
Następnie nadziała pierogi nadzieniem i gotowała w osolonej wodzie aż wypłynęły na wierzch i jeszcze minutę.

Oczywiście cały czas trzymając na jednej ręce drugiego kuchcika.
Na ten moment właśnie ja łaskawie zszedłem z pracowni. Dostałem drugiego kuchcika na ręce z poleceniem, że mamy z ogrodu przynieść spory pęczek rukoli. No co było robić – tak zrobiliśmy. Muszę przyznać, że zrywanie rukoli jedną ręką, jak na drugiej trzyma się dziecko to nie taka prosta sprawa.

Wróciłem, a tam pierogi przesmażały się już na patelni z posiekaną czerwoną cebulą.
Zabrano mi rukolę, opłukano i porwano na talerze, a na nią te pierogi.



Kurka… jak mi to smakowało, mimo, że bez mięsa.
Pierogarnie powinna chyba otworzyć – najbliższa pierogarnia godna jakiejkolwiek uwagi jest w Ustroniu, to by tutaj pewnie furorę zrobiła, tym bardziej, że w tamtej pierogarni nie jadłem takich dobrych pierogów.

Tak się zastanawiam – czy to aby na pewno ja w tym domu powinienem tego bloga prowadzić.

dodajdo.com

piątek, 5 czerwca 2009

Sałatka z grillowanego ananasa i mango.

Obiecanki cacanki a głupiemu radość. Już dawno obiecałem, że pojawi się sałatka z grillowanego ananasa w ramach akcji „owoce z grilla to wypas”. No z kolosalnym opóźnieniem, ale słowa dotrzymam. Bo najgorzej jak facet nie umie być mężem swojego słowa – jak coś mówi, a później się okazuje, że z tych samych ust z taką samą łatwością wychodzi prawda i kłamstwo i słowa bez pokrycia. Kobietom nadmierną gadatliwość można jeszcze jakoś wybaczyć, ale facetowi… oj! „Gęba nie cholewa” – mawiali kiedyś na wsi. Dla tego z pokornie pochylonym czołem, wyznaję swoją winę – dawno już miałem tego ananasa z grilla wrzucić i prędko nadrabiam jak mogę.

Nie ma na grilla większego smakołyku niż po wszelakich mięsiwach położyć odrobinę owoców, ja wam to mówię, a jeśli chodzi o grilla i przysmaki ogniskowe, to wiem co mówię. Z resztą niepotrzebnie tą akcję z grillowanymi owocami zacząłem, bo teraz spokoju już nie mam – co impreza, co gdzieś się grill pojawia, chociażby najmniejszy mini mini, to zaraz mnie męczą „a czy owoce z grilla będą” „a czy będziesz dzisiaj robił te swoje te, te – no, te brzoskwinie, ananasy”? A dajcież wy mnie spokój ludzie! Zamęczycie mnie po prostu. Czy ja sobie nie mogę normalnej zwykłej białej parówy na grillu przesmażyć i zeżreć?
No nie mogę widać.


  • 1 dojrzały ananas
  • 1 dojrzałe mango
  • Gałązka pomidorów koktajlowych
  • Rukola [z pół paczki – a jak kto własnej używa, to spory pęczek]
  • Curry
  • Sos Worcester
  • Zioła prowansalskie
  • Rozmaryn
  • Ziarna kolendry
  • Sól, pieprz,
  • Papryka ostra lub ostra pasta paprykowa
  • Oliwa,
  • Sok z pół cytryny
  • Sos sojowy.

Ananasa obieramy, tniemy na plastry, wykrawamy środek. Wrzucamy do dużej miski i skrapiamy sosem Worcester, obsypujemy curry i potłuczonymi ziarnami kolendry z rozmarynem.
Tak przygotowanego ananasa grillujemy aż zmięknie a na obu stronach odbije się piękna brązowa grillowi kratka.
Przygotowujemy dressing – sok z pół cytryny mieszamy z oliwą z oliwek i sosem sojowym. Dodajemy odrobinę ostrej papryki i ziół prowansalskich, sól i pieprz.
Do dużej michy wrzucamy porwaną rukolę, mango pokrojone w kosteczkę, przekrojone na pół pomidorki koktajlowe i ananasa. Zlewamy z góry dresingiem, sałatkę mieszamy.

Z grillowych dodatków jeszcze serdecznie polecam pomidorki koktajlowe grillowane na całej gałązce. Super smakują. Właściwie takie też można by użyć do tej sałatki – może nawet by jeszcze lepiej smakowała. Muszę następnym razem wypróbować.
I oczywiście główki czosnku przekrojone na pół i grillowane – kiedy zmiękną są fantastyczne do posmarowania chleba, czy jako dodatek do potraw.
Z resztą o grillu i ognisku można by jeszcze długo opowiadać. Ostatecznie to nasz pierwotny sposób przygotowywania pożywienia – kuchenki gazowe istnieją przecież od bardzo niedawna, nie mówiąc już o elektrycznych. Dla tego zachęcam wszystkich, kiedy tylko jest okazja – przenoście swoją kuchnię na zewnątrz – przygotowywanie jedzenia na otwartym powietrzu, w otoczeniu prawdziwej przyrody ma w sobie coś szalenie atrakcyjnego i pociągającego.



Podziękowania za fotki dla Cina, który z anielską cierpliwością znosi moje prośby o strzelenie fotki jak tylko jest w okolicy, jak jakieś jedzonko chcę udokumentować.

AHA! przepraszam wszystkich którzy oczekują z niecierpliwością na podsumowanie majowych śniadań, ale obawiam się, że termin w którym ono się ukaże troszkę się opóźni - początkowo, kiedy zakładałem, że będę potrzebował na zrobienie go 1,5 tyg. nie przewidziałem aż takiej ilości publikacji.
Jednocześnie proszę wszystkich tych, którzy brali udział w akcji, a nie zdążyli dodać przepisów na durszlaku, żeby mi podsyłali je na maila. Im szybciej tym lepiej. Dziękuję.
dodajdo.com

czwartek, 4 czerwca 2009

Szybki łosoś i chrupki dorsz polany sosem miodowo-musztardowym.

Na którymś blogu wyczytałem kiedyś takie zdanie, że gotowanie jest znacznie łatwiejsze niż blogowanie. I coś w tym jest. W kuchni ostatnio bywam, nawet w miarę regularnie, ale wpisy na blogu pojawiają się - że tak użyję bardzo dyplomatycznych i okrągłych słów – co najmniej nieregularnie. W komputerze „walają” się niewykorzystane fotki potraw, a to i tak mała część, bo do większości kulinarnych wybryków dokumentacja fotograficzna po prostu nie powstaje.
Łosoś miał już dawno temu się pojawić na blogu, ale coś pochrzaniłem w aparacie i fotki wyszły tak, że prawie nic nie widać. Więc wspomnę jedynie o nim dzisiaj. Dorsz z resztą też już czeka kilka ładnych dni. Trzeba to szybko wrzucić, bo niedługo mi ktoś zarzuci, że was nieświeżymi rybami karmię.
W tych dwóch rybach poza wieloma innymi wspaniałymi cechami uwielbiam to, że nie trzeba się szczególnie wysilać żeby wyszły super, a właściwie mówiąc wprost – trzeba się bardzo postarać, żeby je zepsuć.
  • Łosoś
  • Sól,
  • Pieprz
  • Tymianek.
  • Rukola, szczypiorek, oliwa z oliwek.


Łososia oprószyłem solą, pieprzem i tymiankiem i zgrillowałem z obydwu stron. Ułożyłem na świeżej rukoli, ozdobiłem szczypiorkiem i pomidorem, skropiłem oliwą i podałem z ziemniaczanymi różyczkami.
Tyle, ale uwierzcie mi – wszyscy którzy to jedli dopytywali jaki jest sekret tej ryby i czy mogą dostać jeszcze dokładkę.

Z dorszem bawiłem się troszkę dłużej.
  • 500 g filetów z dorsza
  • Sól, pieprz,
  • Tymianek, ziarna kolendry
  • Płatki kukurydziane,
  • Jajko
  • 2 pomidory
  • Kilka listków świeżego cząbru
  • Kilka oliwek.
  • Łyżka miodu
  • Łyżeczka musztardy.
  • Świeża rukola.


Dorsza przyprawiamy solą pieprzem, tymiankiem i potłuczonymi ziarnami kolendry. Panierujemy w jajku i pokruszonych płatkach kukurydzianych. Smażymy na oliwie lub oleju z obydwu stron na złoto.

Pomidory kroimy w plasterki i na osobnej patelni dusimy na niewielkiej ilości oliwy, skrapiając je z góry łyżką miodu. Po chwili posypujemy ziołami prowansalskimi, potarganym cząbrem i posiekanymi niezbyt dokładnie oliwkami. Kiedy pomidory ładnie zmiękną ściągamy je z patelni i do pozostałego sosu dodajemy łyżeczkę musztardy, mieszamy razem, w razie potrzeby dodajemy trochę wody.

Rybę układamy na świeżej rukoli, na nią kładziemy pomidory, ozdabiamy sosem miodowo-musztardowym. Ja podałem tą rybę z ziemniakami-kosteczkami, ale świetnie będzie też pasowała z ryżem.


Zastanawiam się patrząc ostatnio na swoją kuchnię, czy jakiegoś festiwalu rukoli nie zrobić – bo pojawia się ona u nas codziennie i cały czas się nie znudziła. Ale prawda też taka, że akurat pomysłów na festiwale i inne akcje to mam kilka na minutę a co do niektórych to już nawet publicznie się zdeklarowałem, więc może dam sobie spokój z tą rukolą – ale jak ktoś zrobi taką akcję, to chętnie w niej wezmę udział.

A jeszcze mi się przypomniało, że 20 lat temu miałem 9 lat i tata bardzo przejęty ubrany w garnitur zabrał mnie do polifarbu, gdzie w świetlicy zakładowej były poustawiane kabiny a za długim stołem przykrytym zieloną grubą kotarą, siedzieli ludzie. Niektórzy patrzyli groźnie, inni miło – szczególnie panie. Tata wziął od nich kartkę, poszliśmy do kabiny, skreśliliśmy na kartce jakieś nazwiska i później tata podsadził mnie do urny, żebym wrzucił kartkę. Myślę, że wtedy nie rozumiałem jeszcze dokładnie co to oznacza, ale do dzisiaj pamiętam, że wiedziałem, że wydarzyło się coś bardzo, bardzo ważnego. I pamiętam jeszcze oczekiwanie na wyniki tych wyborów i to, że nigdy wcześniej, ani już nigdy później nie wiązała się z tym aż taka ekscytacja. I te rozmowy rodziców, czy „oni” ujawnią prawdziwe wyniki. No i oczywiście radość, kiedy okazało się, że „oni” ujawnili.

dodajdo.com
Blog Widget by LinkWithin