wtorek, 6 października 2009

Zapiekanka z wołowiny z piwem i serem w cieście francuskim od Jamiego Olivera.

Rzadko bardzo zdarza się, żebym z jakiejkolwiek książki kucharskiej realizował przepis tak jak leci. Zazwyczaj są one dla mnie co najwyżej inspiracją do wymyślania swoich przepisów. Ale z tej książki to już któryś przepis, który robimy od tak, jak leci, bez mrugnięcia okiem prawie. Co będę gadał dużo - kuchnia Jamiego prawie idealnie wpasowuje się w mój gust, ta książka z resztą też o czym już kiedyś pisałem. Dzisiaj gotowaliśmy razem z żoną moją najmilszą, a ona w przeciwieństwie do mnie, niemalże restrykcyjnie trzyma się przepisów. Zmiany były bardzo nieznaczne i wynikające bardziej z niedoborów materiałowych niż z naszej inwencji twórczej. Więc właściwie nie pozostaje mi nic innego jak po prostu przepis powtórzyć za Jamiem:

Na 4-6porcji:
  • Oliwa
  • 3 średnie czerwone cebule, obrane i posiekane
  • 3 ząbki czosnku , obrane i posiekane
  • 30g masła, plus jeszcze trochę do natłuszczenia formy
  • 2 marchewki, obrane i posiekane
  • 2 łodygi selera, przycięte i posiekane
  • 4 pieczarki obrane i pokrojone w plasterki
  • 1 kg mostka wołowego (lub wołowiny na gulasz) pokrojonego w kostkę o boku 2cm.
  • Igiełki zerwane z kilku gałązek rozmarynu, posiekane
  • Sól morska i świeżo zmielony pieprz czarny
  • 1 puszka piwa Guinness
  • 2 czubate łyżki mąki pszennej
  • 200g świeżo startego sera cheddar
  • 500g gotowego ciasta francuskiego
  • 1 duże jajko rozmącone.

Piekarnik rozgrzewamy do 190 oC. W dużym rondlu na oliwie przesmażamy cebulę, następnie dodajemy czosnek i masło, marchew, seler i grzyby. Oczywiście z nieznanych przyczyn nagle w naszym mieście powiatowym we wszystkich sklepach zabrakło selera naciowego czy nawet takiego zwykłego z nacią. Więc użyliśmy po prostu odrobiny zwykłego selera pokrojonego w słupki. Mieszamy wszystko i dusimy razem, a następnie dodajmy mięso, rozmaryn szczyptę soli oraz płaską łyżkę pieprzu. Rozmarynu dodaliśmy suszonego, bo z jakiegoś powodu moje ulubione zioła czyli bazylia i rozmaryn mnie nie darzą takim samym uczuciem jak ja je i nie chcą u mnie rosnąć, usychają od razu, padają, diabli wiedzą co się z nimi dzieje, ale z całą pewnością nie rozwijają się jak ten rozmaryn z piosenki.


Smażymy na dużym ogniu 3-4min. A potem wlewamy piwo. Oczywiście – pewnie się domyślacie – skoro nie było selera naciowego nigdzie, to skąd wzięliśmy taki rarytas jak Guinness – nie wzięliśmy, oto odpowiedź. Można użyć każdego piwa ciemnego, może nie akurat portera, ale ciemnych piw na styl Guinnessa w Polsce coraz więcej, a jeśli ktoś mieszka w mieście granicznym i ma pod ręką szeroki wybór czeskich piw, to już w ogóle nie powinien narzekać. Cały czas mieszając dodajemy pomału mąkę a następnie dolewamy odrobinę wody, tyle tylko, żeby płyn przykrył mięso. Powoli doprowadzamy do wrzenia, przykrywamy rondel pokrywką i do piekarnika dziada. Oczywiście warto zadbać, żeby rondel nie miał plastikowych czy drewnianych uchwytów i żeby można go było wstawić do gorącego piekarnika. Ma tam siedzieć 1,5 godziny około, po tym czasie wyciągamy, dokładnie mieszamy całość i wkładamy jeszcze do piekarnika na godzinkę, albo po prostu aż mięso będzie miękkie a gulasz ciemny i w miarę gęsty. Tak zupełnie szczerze, to myśmy trzymali go w środku już tylko pół godziny. Jeśli po wyciągnięciu mamy nadal za dużo płynu to grzejemy na palniku i odparowujemy nadmiar. To jest też dobry czas na doprawienie nadzienia do smaku, jeśli mu czegoś brakuje – w naszym przypadku była to właściwie tylko odrobina soli. Zdejmujemy z ognia, dodajemy połowę sera, a następnie odstawiamy, żeby mięso troszkę przestygło.


Masłem wysmarowujemy formę, część ciasta francuskiego [ok.2/3] rozkładamy w niej, tak, żeby wyścieliło dokładnie całą formę i wystawało odrobinę na brzegach. Do środka wrzucamy nadzienie, wyrównujemy z góry, posypujemy pozostałą częścią sera i przykrywamy pozostałym płatem ciasta. Ciasto powinno przykrywać całe nadzienie i szczelnie je zamykać w środku. Wystające brzegi ciasta zawijamy razem. Wierzch smarujemy rozmąconym jajkiem, możemy też lekko ponacinać tworząc kratkę, czy jakiś inny fantazyjny wzorek – zależnie od naszej kreatywności.
Do piekarnika na 45min.

Jak dla mnie bomba, uwielbiam takie smaki. Strasznie mi podeszło połączenie smaków wołowiny z rozmarynem, które ja już wielokrotnie stosowałem w kuchni przełamane charakterystyczną nutką sera cheddar i podkreślone lekkim piwnym aromatem.
Wbrew pozorom nie wymaga też strasznie długiego stania przy garach – nadzienie się robi stosunkowo szybko, a później to już praktycznie sobie siedzi samo w piekarniku.


Bardzo bardzo polecam, tym bardziej, że przepis nie mój, więc nie będę posądzony o jakąś tam autoreklamę, czy inne takie pierdoły.



dodajdo.com

23 komentarze:

Mafilka pisze...

Jakby mi się tak chciało chcieć jak się chcieć nie chce to bym zrobiła taka kolację ;) Ale mi się nie chce... Nie zostało tam gdzieś troszku tego cudu?

grazyna pisze...

Ja też polubiłam ostatnio rozmaryn. Mięso w piwie uwielbiam, więc smak sobie wyobrażam, a wygląda rewelacyjnie :)

I.nna pisze...

U mnie w domu prawie się nie używało rozmarynu. Odkryłam go dopiero po tym, jak sobie kupiłam książkę Jamiego. Tyle lat straciłam... ;) Ale teraz nadrabiam, mam plantację 10-cm rozmarynków wyhodowanych od podstaw, z nasionek. Dumna jestem jak nie wiem co. :))
A Jamie... Czasem myślę, że on powinien się urodzić we Włoszech, a nie w Wlk. Brytanii. Podejście do jedzenia ma włoskie.

mico pisze...

Mafilko... jejku, przykro mi, poszlo wszystko,bo i goście byli, a to co nie poszlo od razu przy stole, tego... nie umialem sobie później odmówić. Ale wiesz - zawsze możemy się jakoś dogadać, pokój gościnny cały czas stoi otworem. ;)

grazyno - no, warto warto - mieszanka smakowa obłędna...

I.nna - A u mnie mama hodowała rozmaryn - w sumie nie pamiętam, żeby go używała do gotowania - chyba bardziej w celach ozdobnych, ale kiedyś go sam odkryłem będąc jeszcze dzieciakiem zacząłem sobie robić kanapki z masłem i świeżym rozmarynem :P
Też byłbym dumny, gdyby to dziadostwo mi tak wyrosło, psiamać jedna...
To prawda a propo Jamiego, ale gdyby się urodził we Włoszech, to pewnie byłby kolejnym włoskim kucharzem, a tak, z połączenia włoskiego podejscia i brytyjskich składników/realiów mamy kogos takiego.

I.nna pisze...

A wiesz, że dziadostwo przez posianiem trzeba wrzucić do zamrażnika? Trzy paczki nasion się zmarnowały, zanim się o tym dowiedziałam.

Mafilka pisze...

Mico, o pokoju pamiętam ;)
A co do rozmarynu, to w tym roku podobno cholerstwo kiepsko rosło tak wogóle... Mi tez zdechło zanim się nadało ;) Tak więc I.nnej i ja zazdraszczam :-)

mico pisze...

I.nna - nie wiedzialem - cenna rada, ale wiesz co... glupio sie przyznac, ale ja mialem takie już nawet jako krzaczek kupione, i też padły. Ale może za zimno u nas jest po prostu, a takie przemrożone może by były bardziej dopasowane do istniejących u nas warunków...

Mafilko - to dobrze, ze pamiętasz, a teraz powiem ci coś dziwnego - śniło mi się dzisiaj w nocy, że pojechałem z kolegą do Inwrocławia, bo on komuś swój telewizor sprzedał przez allegro [nie wiem czemu na drugim koncu Polski, ale w sumie nie powinno mnie to dziwić, bo to kolega który tak na prawdę posiada tylko jakiś malutki stary telewizorek 15calowy, którego nigdy nie ogląda, a ten co niby sprzedał w tym śnie, to było jakieś wielkie hobo]. I pomagałem mu to wnosić na jakieś czwarte piętro. I tam się okazało, że otworzył nam pan Tomasz, taki z bródką, a później się okazało, że trafiłem do mieszkania Mafilków. Bardzo to dziwne było.
Czy twój morfeusz ma na imię Tomasz? głupie to trochę, nie wiem skąd moja podświadomość wpada czasem na pomysły snów, ale wygląda na to, że ona jest jeszcze bardziej zakręcona niż ja.

Ewa pisze...

Rozmaryn wcale, kurcze, się nie rozwija tak jak myślałam. Mieszkam na zielonej wyspie i tu rośnie dosłownie wszystko. Rozmarynisko mam jedno wielkie przed domem i musi być już wiekowe bo niedługo zamieni się w żywopłot, a drugie młodsze odkryłam w gąszczu za domem. Jest im tu tak dobrze (bez żadnej pomocy z mojej strony, bo ja raczej im nie przeszkadzam oprócz podkradania do kuchni), że wyglądają bardziej jak jakieś bujne drzewa iglastopodobne, niż jak rozmaryn, którego w Polsce świeżego nigdy nie widziałam. Wołowina i Guiness to klasyka, tak samo jak wieprzowina i cider (piwo jabłkowe). To taki klasyk na wyspach, że Jamiego możesz pominąć (facet generalnie jest jednym wielkim plagiatem i tworem managerskim, sorry). Danie Ci wyszło super :)))

mico pisze...

noblevo - Ja jak bylem mały, to wnioskując z piosenki wyobrażałem sobie, że on się rozwija trochę tak jak liście paproci się rozwijają. A to w ogóle nie tak. Zazdroszczę ci tych krzaków, ale chyba, pomimo całej mojej miłości do rozmarynu nie zmieniłbym klimatu na wyspiarski, żeby je tylko pozyskać.
Wieprzowinę z cydrem domowym [różni się trochę od Irlandzkiego cider'a] robiłem czasem w zeszłym roku, ale w tym już mi się cydr skończył, z resztą, może i dobrze, że o tym wspomniałaś - akurat pora na robienie go dokładnie taka.
Co się tyczy Jamiego - wiesz, nie wierzę w to, żeby ktokolwiek kto występuje dzisiaj w telewizji nie był choć w części tworem speców od marketingu, socjotechniki itd itp. Nie znam go oczywiście, bo telewizji nie oglądam, a życiem celebrytów się nie interesuję, ponieważ z zasady mam ich głęboko w nosie. Niemniej jednak z jego książki wnioskuję, że generalnie chłopak gotować umie i przynajmniej wie o czym mówi. A że kreacja marketingowa...no być może, ale muszę przyznać, że przynajmniej cholernie dobra. :)

I.nna pisze...

Też będę bronić Jamiego. ;) Kreacja marketingowa? Może i tak, ale przynajmniej Jamie umie się zachować przed kamerą. Jest naturalny, nie wciska reklam, propaguje "normalne" jedzenie i niemal w każdym przepisie wspomina o tym, jak ważna jest jakość użytych składników. Wielu moich znajomych od Jamiego dowiedziało się, co oznaczają tajemnicze cyferki na jajkach i jaka część mięsa nadaje się na gulasz, a jaka np. na pieczeń. Poza tym jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby coś z książki Jamiego (którejkolwiek) mi nie wyszło. Wszystko jest tak opisane, że wydaje się proste. Nawet, jeśli to rolada szwarcwaldzka. ;)

Program z Pascalem jest wzorowany na "Jamie w domu" - to też "produkt marketingowy", z tą tylko różnicą, że przygotowany jakoś tak, że nie wytrzymuje konkurencji z pierwowzorem. Może akcent Pascala jest uroczy - kostka Knorra w każdym daniu już nie, sprawia, że już dawno przestał być wiarygodny (podobnie reaguję na Martę Stewart i jej reklamy). Porównajmy Jamiego (choć równie dobrze może to być Nigella, Gordon Ramsey czy Jacques Pepin)z innymi programami na kuchni tv, tymi rodzimej produkcji. Co my tu mamy... nieapetyczną Brygidę, koszmarnie nadęty duet z Atelier Smaku, stare odcinki Kuronia. Jedyna nadzieja w Adamie Chrząstowskim - może się jeszcze wyrobi ;) Nie wątpię w to, że ci ludzie potrafią gotować. Tylko to nie wystarczy, żeby program w tv był fajny. Bo telewizja potrzebuje osobowości. Niektórzy się do tego nadają, inni nie, i lepiej, żeby się skupili na gotowaniu w restauracjach.

Reasumując: nie mam nic przeciwko dobrze zrobionym marketingowym kreacjom, bo wszyscy na tym korzystają :)
A to że wołowina i guiness to klasyka i nie Jamie to wymyślił... To samo można powiedzieć o pieczonych jabłkach z cynamonem, truskawkach z octem balsamicznym czy rybie skropionej cytryną. Są pewne połączenia, które smakują doskonale i już.

Czyprak Antoni pisze...

Ha! Ale pyszne pyszności! To ci dopiero...

Tilianara pisze...

Hihihi, co do doskonałości pewnych połączeń - i u mnie dziś wołowina duszona w piwie, jasnym wprawdzie, ale jednak, podana z grzankami z chedarem :)
Pozdrawiam znad parującego garnka gulaszu :)))

A z I.nną zgadzam się w pełni - wszystko w tv to twór sztuczny, albo przynajmniej na tyle niepełny, że daleko mu do naturalności, ale Jamie przynajmniej nie wciska ludziom kostek, nawet jeśli reklamował gałkę czy inne przyprawy. Chodzi o podejście do tego co się gotuje, jak się to robi. Niestety takie osoby jak Pascal nie mają dobrego według mnie podejścia, a z kolei wiele innych, wymienionych już przez I.nną osób, nie ma telewizyjnych osobowości, żeby to dobre nastawienie sprzedać.

Mafilka pisze...

Moj morfeusz faktycznie jest Tomaszem i to z bródką na dodatek... Rany... na szczęście mieszkamy na 2 pietrze, uf! ;)
A sny są obrazem podświadomości, więc...

mico pisze...

hehehe... musialas gdzies napisać o Tomaszu... a bródka to nie wiem skąd mi się wzięła, ale mało ludzi ma bródkę.
Ale tak czy siak - z tym sernikiem twoim z jablkami, to ... może innym razem - ale to pocieszające, że na drugim piętrze mieszkacie, bo ten telewizor był taaaaaki wielki i ciężki... :D

Mafilka pisze...

A na allego kupiłam tylko blender ostatnio, więc w razie czego ciężko by nie było ;)
A skoro o podświadomości, to nie wiesz dlaczego kupiłam dziś ciasto francuskie? Hm...

mico pisze...

nie wiem, ale znam pare fajnych przepisów z ciastem francuskim :P

Mafilka pisze...

Ja też :-) Tylko musze jeszcze wziąć pod uwagę, że straszszsznie mi się nie chce... ;)

I.nna pisze...

Jakoś nie chce mi się wierzyć, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie robiłeś w kuchni nic dobrego... Gdzie nowy wpis? :)

mico pisze...

no... no... no, nie no, bylem w kuchni parę razy, ale nic nie zrobiłem takiego odkrywczego, ani nowego, żeby się tu chwalić. Dużo pracy ostatnio - mało czasu, a większość sił twórczych i tak uchodzi w komputer... A poza tym, mam naturę niedźwiedzia brunatnego - jak tylko zacznie się zima [a przez ostatnie 2 tyg. u nas taka była] to zaczynam zapadać w sen zimowy.
Kawowego za to codziennie czytam, bo i kawy niesamowite ilości w taką aurę schodzą.

I.nna pisze...

:)
Dla mnie Kawowy to też lek na wszechogarniającą senność. Trzeba coś robić, żeby nie przespać pół roku. Ehh... Zawsze o tej porze ubolewam nad faktem, że nie urodziłam się w cieplejszym klimacie. :/

mico pisze...

i znowu możemy sobie przybić piątkę.
Ale pociecha taka, że u mnie słońce dzisiaj piękne - jakby złota polska miała zamiar jednak powrócić, a to oznacza, że niedźwiedzie jednak przerywają swój sen zimowy. :P

kasiac pisze...

Pychotka!!! Chyba zrobię coś takiego bo ostatnio chodzą za mną mięska z sosem. A w zapiekance wygląda jeszcze pyszniej:)
A wiesz, u mnie w Gdyni też nie ma czasem selera naciowego i wtedy zamiast niego dodaję garść groszku mrożonego

mico pisze...

kasiu - a wiesz, ten cały Olivier, Jamie zresztą to on nawet pisze tam pod tym przepisem, że tą zapiekankę to najlepiej z groszkiem podawać.
A sposób sobie zapamiętam. ;)

Blog Widget by LinkWithin