Znacie to uczucie kiedy myślicie o kimś bardzo intensywnie, o kimś, kto jest wam bliski mimo, że fizycznie jest daleko, i nagle w tym zamyśleniu podnosicie głowę i widzicie jego auto podjeżdżające pod wasz dom? Nas coś takiego ostatnio właśnie spotkało. Ile to było radości, pierwszy kuchcik latał po domu krzycząc: „Przyjechali!! S i Wuwu przyjechali! Ale się fajnie porobiło!!!” Bono pies biegał od okna do okna, kwęcząc i skomląc radośnie. Generalnie szał. A kiedy już emocje opadły i po długich rozmowach „co tam u was i co tam u nas i co tam słychać w ogóle i jaki fajny wasz drugi kuchcik, a wasz pierwszy” zaburczało w brzuchach, to trzeba było coś na obiad przygotować. A co najlepiej dla takich szczególnych gości przygotować? Wiadomo! Gulasz z dynią!
Smalec roztapiamy w garze. Na roztopiony wrzucamy posiekaną białą część dymki i czosnek. Ja użyłem super mało, bo na obiad czekały aż dwie karmiące tym razem, normalnie poszłaby pewnie cała cebula zwykła i ze 3 ząbale jak nic. Kiedy lekko się przesmażą dorzucamy łyżeczkę słodkiej papryki. Chwilkę smażymy i wrzucamy pokrojone w kosteczkę mięso.
Mięso oczywiście wcześniej umyliśmy i dokładnie obraliśmy, jeśli kupiliśmy w sklepie pod nazwą „gulaszowe” to tym bardziej przykładamy się do obierania, bo nie wiem czemu masarze najczęściej uważają, że jak gulaszowe, to może być pełne przerostów, ścięgien i czego tam jeszcze. Lepiej kupić po prostu kawałek wołowego czy wieprzowego bez kości.
Mięso mieszamy co chwilka, żeby się ładnie obsmażyło ze wszystkich stron. Mięsko zacznie też puszczać soki, więc niedługo będzie się już nie smażyło, a dusiło. Więc dusimy, mieszając co chwila jakieś 20 min. Po tym czasie dosypujemy resztę papryki czerwonej, doprawiamy kminkiem, tartą gałką, i wlewamy bulion wołowy. Dusimy kolejne 15 min. redukując ilość wody. Po tym czasie dodajemy odłowione ze słoika kawałki dyni, doprawiamy solą i pieprzem. Dusimy razem jeszcze z 10 min.
Bardzo dobrze pasuje z ryżem, albo z kaszą gryczaną. Całość możemy posypać posiekaną zieloną częścią dymki.
Dynia marynowana bardzo fajnie przełamuje ciężkawy smak gulaszu. Ponieważ była w zalewie octowej sprawia też, że mięso robi się bardziej miękkie. Jednocześnie nie zagłusza pozostałych smaków i nadal możemy wyczuć charakterystyczną czerwoną paprykę, oraz doskonały wywar z mięsa. Aromatyczne i pełne w smaku.
Goście są zadowoleni, ale tak naprawdę najważniejsze jest to, że można ten gulasz zjeść właśnie w takim towarzystwie. Są takie momenty, kiedy smak i wygląd obiadu, nawet jeśli doskonały, schodzi zupełnie na drugi plan.
- 1 kg mięsa gulaszowego
- Spora łyżka smalcu wieprzowego
- 1 cebulka dymka
- 1 mały ząbek czosnku
- 2 łyżeczki słodkiej papryki
- Pieprz,
- Sól,
- Kminek mielony,
- Gałka muszkatołowa.
- Szklanka bulionu wołowego
- Słoik marynowanej dyni.
Smalec roztapiamy w garze. Na roztopiony wrzucamy posiekaną białą część dymki i czosnek. Ja użyłem super mało, bo na obiad czekały aż dwie karmiące tym razem, normalnie poszłaby pewnie cała cebula zwykła i ze 3 ząbale jak nic. Kiedy lekko się przesmażą dorzucamy łyżeczkę słodkiej papryki. Chwilkę smażymy i wrzucamy pokrojone w kosteczkę mięso.
Mięso oczywiście wcześniej umyliśmy i dokładnie obraliśmy, jeśli kupiliśmy w sklepie pod nazwą „gulaszowe” to tym bardziej przykładamy się do obierania, bo nie wiem czemu masarze najczęściej uważają, że jak gulaszowe, to może być pełne przerostów, ścięgien i czego tam jeszcze. Lepiej kupić po prostu kawałek wołowego czy wieprzowego bez kości.
Mięso mieszamy co chwilka, żeby się ładnie obsmażyło ze wszystkich stron. Mięsko zacznie też puszczać soki, więc niedługo będzie się już nie smażyło, a dusiło. Więc dusimy, mieszając co chwila jakieś 20 min. Po tym czasie dosypujemy resztę papryki czerwonej, doprawiamy kminkiem, tartą gałką, i wlewamy bulion wołowy. Dusimy kolejne 15 min. redukując ilość wody. Po tym czasie dodajemy odłowione ze słoika kawałki dyni, doprawiamy solą i pieprzem. Dusimy razem jeszcze z 10 min.
Bardzo dobrze pasuje z ryżem, albo z kaszą gryczaną. Całość możemy posypać posiekaną zieloną częścią dymki.
Dynia marynowana bardzo fajnie przełamuje ciężkawy smak gulaszu. Ponieważ była w zalewie octowej sprawia też, że mięso robi się bardziej miękkie. Jednocześnie nie zagłusza pozostałych smaków i nadal możemy wyczuć charakterystyczną czerwoną paprykę, oraz doskonały wywar z mięsa. Aromatyczne i pełne w smaku.
Goście są zadowoleni, ale tak naprawdę najważniejsze jest to, że można ten gulasz zjeść właśnie w takim towarzystwie. Są takie momenty, kiedy smak i wygląd obiadu, nawet jeśli doskonały, schodzi zupełnie na drugi plan.
8 komentarzy:
Dokładnie! Nie ważne co, ważne z kim :-)
Pozdrawiam :-)
pyszne
A, Mico dziś na obiad u mnie był Twój knedel gryczany... :-)
o wow!!! i jak? Dało się zjeść? Żyjecie?
Jest taki magiczny dom, na końcu cichej uliczki w Cieszynie, pachnący gościnnością i serdecznością, gdzie wciąż chce się wracać i gdzie nawet kromka powszedniego chleba smakuje niezwykle, bo podana z miłością...
Gulasz był pyszny, pozostał tylko niedosyt rozmów i wspólnego czasu :)
Żyjemy... jeszcze w każdym razie ;) Wpis już jest, zapraszam na ZaczynamKucharzenie.blogspot.com
Mico, ja już sobie nie będę zaznaczać pojedynczych przepisów "do wypróbowania", tylko sobie cały Twój blog zaznaczę - będzie prościej ;) Baaardzo mi się podoba topołaczenie smaków.
Sandra - ale poleciałaś górnolotnie! :P
olu - bardzo mi miło - nie wiem co powiedzieć, czuję się lekko zawstydzony.
Prześlij komentarz