Na miejscu grillowym czekał przyjaciel, którego były urodziny. Obecność prawdziwych przyjaciół ma to do siebie, że wprowadza pokój. Trochę się uspokoiłem, na stoliku rozłożyłem swój koszyczek i nawet nie witając się za bardzo ze wszystkimi, zabrałem się za przygotowywanie do grilla. Oczywiście, trochę wkurzające było słyszeć nawoływania wszystkich bab do swoich mężów, żeby patrzyli i się uczyli, oraz zachwyty nad tym, że nawet moździerzyk wziąłem swój. Normalnie – wziąłem, bo miałem kolendrę w ziarenkach – nie będę jej później łapał przy rozbijaniu po całym stole, a prawdziwy facet powinien robić to co lubi i w czym jest dobry, a nie to co robią inni faceci - ja nie umiem całej masy rzeczy, które umieją tamci, a nikt za mną nie lata, że mam patrzeć i się uczyć.
W miarę jak siekałem poszczególne składniki, tłukłem przyprawy w moździerzu i przygotowywałem dressing czułem, że spięte mięśnie zaczynają się rozluźniać i stres pomału ze mnie schodzi. Między innymi dlatego lubię gotowanie.
Koniec końców okazało się, że to był bardzo fajny i udany dzień, bardzo bardzo nawet, pomimo porannego incydentu.
A i jeszcze jedno – owoce z grilla to wypas – naprawdę każdemu polecam, a sam zawdzięczam taki pomysł Jamiemu Olivierowi.
Brzoskwiń użyłem niestety z puszki nie świeżych, bo nigdzie takich nie mogłem uświadczyć – pora roku chyba taka, że jeszcze nie ma. Doprawiłem rozmarynem, roztłuczoną kolendrą i tymiankiem, skropiłem oliwą i na grilla.
Składniki dressingu wymieszałem ze sobą, odstawiłem, żeby się razem przegryzł.
Szynkę udrapowałem ozdobnie na desce, która służyła przy okazji za tackę, na niej ułożyłem zgrillowane pięknie brzoskwinie, obsypałem pokruszonym rokpolem i świeżą rucollą, całość skropiłem dressingiem.
Taki prezent urodzinowy bardzo się spodobał.
Szczerze wam powiem, że tylko przypadkiem udało mi się załapać na 1 łyżkę [dosłownie jedną łyżkę] tej sałatki, bo zniknęła w takim tempie.
Owoce z grilla to wypas.
ps. Podziękowania dla solenizanta za zdjęcia.
W miarę jak siekałem poszczególne składniki, tłukłem przyprawy w moździerzu i przygotowywałem dressing czułem, że spięte mięśnie zaczynają się rozluźniać i stres pomału ze mnie schodzi. Między innymi dlatego lubię gotowanie.
Koniec końców okazało się, że to był bardzo fajny i udany dzień, bardzo bardzo nawet, pomimo porannego incydentu.
A i jeszcze jedno – owoce z grilla to wypas – naprawdę każdemu polecam, a sam zawdzięczam taki pomysł Jamiemu Olivierowi.
- Brzoskwinie pokrojone na połówki.
- Rozmaryn
- Ziarna kolendry
- Tymianek.
- Rucolla świeża
- Ser pleśniowy typu rogfourt
- Szynka Szwarcwaldzka
- Oliwa z oliwek
- Sok z cytryny
- Sos Worcester,
- Sól, pieprz,
- Ostra paprykowa pasta
- Zioła prowansalskie.
Brzoskwiń użyłem niestety z puszki nie świeżych, bo nigdzie takich nie mogłem uświadczyć – pora roku chyba taka, że jeszcze nie ma. Doprawiłem rozmarynem, roztłuczoną kolendrą i tymiankiem, skropiłem oliwą i na grilla.
Składniki dressingu wymieszałem ze sobą, odstawiłem, żeby się razem przegryzł.
Szynkę udrapowałem ozdobnie na desce, która służyła przy okazji za tackę, na niej ułożyłem zgrillowane pięknie brzoskwinie, obsypałem pokruszonym rokpolem i świeżą rucollą, całość skropiłem dressingiem.
Taki prezent urodzinowy bardzo się spodobał.
Szczerze wam powiem, że tylko przypadkiem udało mi się załapać na 1 łyżkę [dosłownie jedną łyżkę] tej sałatki, bo zniknęła w takim tempie.
Owoce z grilla to wypas.
ps. Podziękowania dla solenizanta za zdjęcia.
10 komentarzy:
Przy okazji tegoweekendowego ;) grillowania miałam przyjemność skosztować karkówkę z owocami. Więc potwierdzam, że owoce z grilla to wypas :-)
Pozdrawiam :-)
Piękne zdjęcia, a potrawa wygląda (i pewnie smakuje) rewelacyjnie! Gratulacje :).
Zdjęcie w sam raz na okładkę pierwszej(?) książki kucharskiej!
No podoba mi się! Chyba sama spróbuję z owocami.
Brzmi super, ja co prawda nie jadam brzoskwiń, ale na pewno wykorzystam przepis, żeby uraczyć rodzinkę :)
wyśmienite:) wiem co mówie:)
po ciężkich kiełbachach, szaszłykach itp. propozycja Mico okazała się strzałem w dziesiątkę :-) lekkość i niebanalny smak :-) i chciałam tylko dodać, że ja swojemu mężowi uczyć się nie kazałam, ale z moździerza to owszem troszkę się ponabijałam ;-)
Sałatka wygląda znakomicie! Muszę poczytać u Jamiego o grillowaniu owoców. Akurat chyba ten rozdział przede mną.
Już wybacz tym 'babom'. ;-) One (znaczy MY) czasem tak mają, choć raczej nie na poważnie, a z kobiecej przekory. ;-)
Te brzoskinie grillowane bardzo mi się podobają i od razu notuję sobie pomysł, żeby mi potem nie umknął. :)
No i nie zazdroszczę tego porannego zdarzenia. W sumie nie dziecko tu winne... Nóż się w kieszeni otwiera jak człowiek poobserwuje beztroskę niektórych rodziców. Czasem mam wrażenie, że niektóre osobniki mają watę zamiast mózgu.
Mafilko - cieszę się, że potwierdzasz moje słowa.
Doroto - za fotki superowe solenizant własnoręcznie odpowiadał, ma chłopak talent, nie ma co ;)
Agato - :P to poleciałaś teraz - kudy mnie tam do książki... może prace magisterską bym wreszcie napisał najpierw...
oczko - próbuj, próbuj - warto.
Zebro - no, to może tą z ananasem... o kurde!!! zapomniałem drugą sałatkę z ananasem grillowanym wrzucić!!! Ale pacjent ze mnie - nadrobię jeszcze przed weekendem.
Aniu, dziękuję bardzo. Pyszny chlebek - możesz zobaczyć go w przepisie powyżej ;)
Kasiu - no i tego by jeszcze brakowało, żebyś Ty mężowi takie teksty posuwała - to by chyba się świat kończył.
Olu - Jamie robi tam właśnie brzoskwinie, ale pisze też szerzej o włoskim zwyczaju grillowania owoców. Kurde, ci włosi to jednak mają łeb do kuchni.
Małgosiu - już dawno wybaczyłem - ale nie mogłem sobie odrobiny uszczypliwości podarować ;)
A co do rodziców - to nie była ich wina - ten chłopak po prostu uciekł mamie, która przerażona go goniła, a później mnie przepraszała po wielokroć. A chłopak niestety był niepełnosprawny i chyba nie bardzo wiedział co się dookoła niego dzieje. Szczęście na prawdę, że jakoś Pan Bóg nad tym czuwał i nic się poważnego nie stało. :)
Prześlij komentarz