Jedną z przyjemności gotowania latem jest możliwość przygotowywania posiłków na świeżym powietrzu na żywym ogniu, lub grillu. Jest coś niesamowicie pięknego w jedzeniu które pachnie dymem z ogniska. Dlatego nawet do węgli drzewnych na grillu zazwyczaj dorzucam kilka gałązek drzewa, które nada potrawie ten niepowtarzalny charakter.
Kiedyś już proponowałem wam grillowane owoce, brzoskwinie i ananasy, potem były bakłażany i wtedy ktoś nie wytrzymał i zaczął się domagać treściwego mięska. No więc, żeby nie było – to nie jest tak, że na ja to głównie robię owoce i warzywa na grillu, chociaż muszę przyznać, że od tamtych wpisów nie mam spokoju w gronie znajomych i co rusz ktoś mnie pyta czy dzisiaj też będą owoce grillowanie i jest wielce zdziwiony, jak odpowiadam zgodnie z prawdą, że nie. Ale jakoś nie było do tej pory okazji, żeby się pochwalić grillowanym mięskiem, głównie dla tego, że nie przywiązuje zwykle wagi do robienia zalewy do niego. Trochę tak jak z sałatkami – robię, wrzucam mięso do kruszenia, później na grilla i zapominam – a następnym razem znów robię zalewę wymyślając z tego co mam pod ręką. Ale mam też kilka wypróbowanych baz na podstawie których zwykle robię resztę. Dziś więc wariacja na jedną z nich.
Mięso kroimy w plastry grubości niecałego centymetra. Zalewy z podanych proporcji powinno starczyć na trochę więcej niż pół kilograma.
Goździki i jałowiec rozbijamy razem w moździerzu, dodajemy kminek, pieprz Cayenne i sól. Jeśli nie mamy mielonego kminku możemy oczywiście utrzeć w moździerzu razem z jałowcem i goździkami cały. Ja nie przepadam za ziarnkami kminku pałętającymi się miedzy zębami w czasie jedzenia, dla tego używam mielonego. Wszystko razem dokładnie mieszamy i przesypujemy do miseczki do której dodajemy resztę składników – sosy chilli, łyżkę miodu i ocet. Najlepiej użyć octu balsamicznego, można również użyć po prostu soku z cytryny, ale troszkę więcej niż łyżkę. Generalna zasada jakiej się trzymam przy większości zalew do mięsa na grilla, to taka, żeby było coś ostrego, trochę słodkiego i coś kwaśnego, oliwa/olej oraz pozostałe dodatki smakowe. Wszystko razem dokładnie mieszam, dolewam oliwy – mniej więcej połowę objętości tego co jest już w misce. Mieszam bardzo dokładnie, tak, żeby olej połączył się z pozostałymi składnikami i powstała jednolita emulsja. Emulsją dokładnie nacieram wszystkie plasterki mięsa, następnie układam je w misce i zalewam pozostałą częścią marynaty. Wsadzam do lodówki nawet na kilka godzin.
A potem to już wiadomo – grill i na grilla mięsko, co jakiś czas jeszcze przesmarować marynatą a później wcinać ze smakiem.
Bardzo smaczne.
Kiedyś już proponowałem wam grillowane owoce, brzoskwinie i ananasy, potem były bakłażany i wtedy ktoś nie wytrzymał i zaczął się domagać treściwego mięska. No więc, żeby nie było – to nie jest tak, że na ja to głównie robię owoce i warzywa na grillu, chociaż muszę przyznać, że od tamtych wpisów nie mam spokoju w gronie znajomych i co rusz ktoś mnie pyta czy dzisiaj też będą owoce grillowanie i jest wielce zdziwiony, jak odpowiadam zgodnie z prawdą, że nie. Ale jakoś nie było do tej pory okazji, żeby się pochwalić grillowanym mięskiem, głównie dla tego, że nie przywiązuje zwykle wagi do robienia zalewy do niego. Trochę tak jak z sałatkami – robię, wrzucam mięso do kruszenia, później na grilla i zapominam – a następnym razem znów robię zalewę wymyślając z tego co mam pod ręką. Ale mam też kilka wypróbowanych baz na podstawie których zwykle robię resztę. Dziś więc wariacja na jedną z nich.
- Ok. 0,5 kg karczku
- 7 goździków
- 3-4 kulki jałowca
- kopiata łyżeczka mielonego kminku
- łyżeczka pieprzu Cayenne
- niecała łyżeczka soli
- 2 łyżki sosu słodko-pikantnego Chilli
- 1 łyżka sosu czosnkowego chilli
- Łyżka miodu
- Łyżka octu.
- Oliwa lub olej.
Mięso kroimy w plastry grubości niecałego centymetra. Zalewy z podanych proporcji powinno starczyć na trochę więcej niż pół kilograma.
Goździki i jałowiec rozbijamy razem w moździerzu, dodajemy kminek, pieprz Cayenne i sól. Jeśli nie mamy mielonego kminku możemy oczywiście utrzeć w moździerzu razem z jałowcem i goździkami cały. Ja nie przepadam za ziarnkami kminku pałętającymi się miedzy zębami w czasie jedzenia, dla tego używam mielonego. Wszystko razem dokładnie mieszamy i przesypujemy do miseczki do której dodajemy resztę składników – sosy chilli, łyżkę miodu i ocet. Najlepiej użyć octu balsamicznego, można również użyć po prostu soku z cytryny, ale troszkę więcej niż łyżkę. Generalna zasada jakiej się trzymam przy większości zalew do mięsa na grilla, to taka, żeby było coś ostrego, trochę słodkiego i coś kwaśnego, oliwa/olej oraz pozostałe dodatki smakowe. Wszystko razem dokładnie mieszam, dolewam oliwy – mniej więcej połowę objętości tego co jest już w misce. Mieszam bardzo dokładnie, tak, żeby olej połączył się z pozostałymi składnikami i powstała jednolita emulsja. Emulsją dokładnie nacieram wszystkie plasterki mięsa, następnie układam je w misce i zalewam pozostałą częścią marynaty. Wsadzam do lodówki nawet na kilka godzin.
A potem to już wiadomo – grill i na grilla mięsko, co jakiś czas jeszcze przesmarować marynatą a później wcinać ze smakiem.
Bardzo smaczne.
5 komentarzy:
Pomysł zapisuję bo bardzo mi się podoba:)
Niezła myśl, goździki z jałowcem, kminkiem... Trzeba zapamiętać. Po niedzieli zrobię. Pojadę pielić kosodrzewinę szuwaśkowym traktorkiem. Tam w tym traktorku takie wypustki na silniku są. Popracuję kilka godzin, silnik się rozgrzeje się, i grill gotowy. Ciekawość: jałowcówka lepsza do tego, czy maciaszczykowa śliwowincja? Ot i zagwozdkę na łykenda ja mam.
Świetna marynata! Ja też dodaję miodu do grillowanego mięsa. Pysznie wygląda i to piwko obok... Chyba jurto będzie obiad na grillu :)
Fingerfood - cieszę się, daj znać co o tym myślisz jak kiedyś wypróbujesz.
Tombo - ja bym osobiście jałowcówkę wzion, ale to temu, że swego czasu śliwowincja mnie oszukała okrutnie i wstręt do niej teraz posiadam.
grażyno - muszę przyznać, że piwko, było prawie tak świetne jak mięsko w marynacie ;) Udanego grillowania, u mnie właśnie zaczęło lać i jutro tak ma być cały dzień.
No dobra - to ja się dopominałam mięsa ;) I czuję się tym przepisem usatysfakcjonowana, choć niestety na realizację będę musiała z tydzień poczekać. Jałowiec i chili to, obok rozmarynu, moje ulubione "domięsne" przyprawy.
Prześlij komentarz