Tak więc:
Powiem szczerze, że oprócz ciabaty nie piekłem zbyt dużo pieczywa w życiu a i przepisy na nie czytam zazwyczaj raczej pobieżnie, wiec właściwie pomysł na te bułki jest bardziej intuicyjny. Jednak będąc nad wyraz skromnym i powściągliwym człowiekiem powiem, że okazało się, iż intuicję mam fantastyczną.
Jak to zrobiłem?
Wszystko razem zmieszałem i wyrobiłem szybciutko na jednolite ciasto. Konsystencja wyszła raczej luźna, ale to dobrze – właśnie taka miała być. Odstawiłem na pół godziny w ciepłe miejsce do wyrośnięcia i nagrzałem piekarnik do 220 oC.
Na blasze rozłożyłem papier do pieczenia. Na ręce wylałem odrobinę oliwy i taki tłustymi łapami urywałem po kawałku ciasta i formując je lekko na kulki układałem na blasze. Dlaczego tak? Ciasto jest naprawdę stosunkowo rzadkie i bardzo lepkie – klei się do nie naoliwionych łap jak mucha do lepu. Oczywiście trudno przy tej konsystencji mówić o kulkach jako takich – bardziej o plackach, ale chodziło mi o to, żeby były w miarę okrągłe i miały przynajmniej tak ogólnie jednolite kształty.
Gotowe posmarowałem lekko z góry rozkłóconym jajkiem i posypałem całymi ziarenkami kminku dla ozdoby.
Do piekarnika na jakieś 20 min. Po wbiciu patyczka powinniśmy czuć, że nic się do niego nie lepi.
No i tyle. Oczywiście dobrze odczekać chwilę, żeby ostygły, a nie zaraz parzyć sobie łapska jak ja, ale co tam.
Zajęło łącznie ok. godzinki. Umycie się, przebranie, odpalenie wychłodzonego auta, wyjazd do miasta i zakup pieczywa oraz powrót - wyszłoby podobnie. A ile frajdy przy tym.
No i pyszniejsze znacznie niż te ze sklepu.
Śniadanie uratowane!
- 0,5 kg mąki pszennej
- 8 g drożdży suszonych (lub dla tych co mają - 25 g świeżych)
- 1,5 szklanki letniej wody
- Łyżka oliwy
- Łyżeczka mielonego kminku
- Łyżeczka soli
- Szczypta cukru.
Powiem szczerze, że oprócz ciabaty nie piekłem zbyt dużo pieczywa w życiu a i przepisy na nie czytam zazwyczaj raczej pobieżnie, wiec właściwie pomysł na te bułki jest bardziej intuicyjny. Jednak będąc nad wyraz skromnym i powściągliwym człowiekiem powiem, że okazało się, iż intuicję mam fantastyczną.
Jak to zrobiłem?
Wszystko razem zmieszałem i wyrobiłem szybciutko na jednolite ciasto. Konsystencja wyszła raczej luźna, ale to dobrze – właśnie taka miała być. Odstawiłem na pół godziny w ciepłe miejsce do wyrośnięcia i nagrzałem piekarnik do 220 oC.
Na blasze rozłożyłem papier do pieczenia. Na ręce wylałem odrobinę oliwy i taki tłustymi łapami urywałem po kawałku ciasta i formując je lekko na kulki układałem na blasze. Dlaczego tak? Ciasto jest naprawdę stosunkowo rzadkie i bardzo lepkie – klei się do nie naoliwionych łap jak mucha do lepu. Oczywiście trudno przy tej konsystencji mówić o kulkach jako takich – bardziej o plackach, ale chodziło mi o to, żeby były w miarę okrągłe i miały przynajmniej tak ogólnie jednolite kształty.
Gotowe posmarowałem lekko z góry rozkłóconym jajkiem i posypałem całymi ziarenkami kminku dla ozdoby.
Do piekarnika na jakieś 20 min. Po wbiciu patyczka powinniśmy czuć, że nic się do niego nie lepi.
No i tyle. Oczywiście dobrze odczekać chwilę, żeby ostygły, a nie zaraz parzyć sobie łapska jak ja, ale co tam.
Zajęło łącznie ok. godzinki. Umycie się, przebranie, odpalenie wychłodzonego auta, wyjazd do miasta i zakup pieczywa oraz powrót - wyszłoby podobnie. A ile frajdy przy tym.
No i pyszniejsze znacznie niż te ze sklepu.
Śniadanie uratowane!
6 komentarzy:
Swietnie Ci wyszły ! :)) Uwielbiam własne, swieże, cieple bułeczki na śniadanko, prosto z pieca:))
Rodzinka na pewno była zachwycona Twoim pomysłem :) Super!
Skromność, skromność i jeszcze raz skromnota ;) A bułeczki musiały pachnieć fenomenalnie, co? Pozdrawiam :-)
Uwielbiam własne, domowe pieczywko, a takie bułeczki to wspaniały pomysł na podratowanie śniadania gdy pieczywa brak :) Wspaniałe :)
Bardzo pomysłowe, Dobromirze ;o)
Mico ale super przepisy tu nam przedstawiasz. :))
Pyszne bułeczki, a i bezikom bym się nie oparła.
;)))
Pozdrawiam!
majana - fakt, ze rodzinka była miło zaskoczona, bo oni o braku pieczywa wiedzieli już wcześniej i nastawiali się na dosyć kiepskie śniadanie.
Mafilka - no cóż, wrodzona nieśmiałość mówi mi, że nie powinienem, ale powiem to mimo wszystko - to prawda, nie chwaląc się - jestem nad wyraz skromnym i pokornym człowiekiem. Fenomenalnie to za duże słowo, chociaż... :P
Tili - okazało się, że ja też lubię.
Pinos - musiałem sprawdzić najpierw czy to nie jakaś podpucha z tą żarówką, ale okazało, się, że nie! Teraz tylko jeszcze czekam, aż zacznie mi się pojawiać zaczarowany ołówek. To dopiero będzie jazda :D
Notme - dziękuję bardzo. :)
Prześlij komentarz