Kiedy przyjdą wreszcie ciepłe dni, będziemy znów przed domem mieli rozłożony wiklinowy stolik z krzesełkami. Będziemy znów siadali przy nim i słuchając ptaków przeglądali książkę i popijali lekkie latte. Warstwowe latte, które kiedyś wymyśliłem w pewne letnie, leniwe dopołudnie.
Kiedy przyjdą wreszcie ciepłe dni będziemy się rozkoszować zapachem kwitnącej łąki i aromatem z cynamonowego kwiatka na wierzchu pianki.
Kiedy przyjdą wreszcie ciepłe dni będziemy podziwiać kolorowy krajobraz ogrodu, kwitnące drzewka jabłoni i gruszy i biało – brązową szklankę pełną szczęścia.
Kiedy przyjdą wreszcie ciepłe dni
Kiedy?
Najbardziej lubię chyba szybką americanę, są jednak takie momenty, kiedy bez latte ani rusz. Uwielbiam kiedy mogę jako niespodziankę przynieść Siedzącej W Ogrodzie wysoką szklankę z trzema wyraźnymi warstwami radości, ozdobioną na górze cynamonowym wyrazem uczucia na ulotnej piance.
Pierwsza warstwa na dole to sama słodycz.
Dwie pełne łyżeczki cukru rozpuszczone w malutkiej ilości wrzącej wody i skropione aromatem waniliowym. A w tym syropie pływają pyszne draże czekoladowe.
Druga warstwa to biały płyn który dla wszystkich ssaków oznacza to samo – życie.
Teraz dzięki i.nnej umiem już właściwie spienić mleko, co niesie nadzieje, że kawowe niespodziewajki będą zawsze niespodziewajkami miłymi, a nie frustrującymi, że znów się nie udało.
Trzecia warstwa to gęsta brązowa crema, lekko gorzkawa esencja smaku. To ona ma w sobie moc i silny charakter i to ona wpływa na dwie pierwsze warstwy zmieniając je nie do poznania. To dzięki niej latte jest tym czym jest.
I tak jak w życiu – w tym co najmniej słodkie a najbardziej gorzkie mieści się sens.
Kiedy wreszcie przyjdą ciepłe dni.
Kiedy przyjdą wreszcie ciepłe dni będziemy się rozkoszować zapachem kwitnącej łąki i aromatem z cynamonowego kwiatka na wierzchu pianki.
Kiedy przyjdą wreszcie ciepłe dni będziemy podziwiać kolorowy krajobraz ogrodu, kwitnące drzewka jabłoni i gruszy i biało – brązową szklankę pełną szczęścia.
Kiedy przyjdą wreszcie ciepłe dni
Kiedy?
Najbardziej lubię chyba szybką americanę, są jednak takie momenty, kiedy bez latte ani rusz. Uwielbiam kiedy mogę jako niespodziankę przynieść Siedzącej W Ogrodzie wysoką szklankę z trzema wyraźnymi warstwami radości, ozdobioną na górze cynamonowym wyrazem uczucia na ulotnej piance.
Pierwsza warstwa na dole to sama słodycz.
Dwie pełne łyżeczki cukru rozpuszczone w malutkiej ilości wrzącej wody i skropione aromatem waniliowym. A w tym syropie pływają pyszne draże czekoladowe.
Druga warstwa to biały płyn który dla wszystkich ssaków oznacza to samo – życie.
Teraz dzięki i.nnej umiem już właściwie spienić mleko, co niesie nadzieje, że kawowe niespodziewajki będą zawsze niespodziewajkami miłymi, a nie frustrującymi, że znów się nie udało.
Trzecia warstwa to gęsta brązowa crema, lekko gorzkawa esencja smaku. To ona ma w sobie moc i silny charakter i to ona wpływa na dwie pierwsze warstwy zmieniając je nie do poznania. To dzięki niej latte jest tym czym jest.
I tak jak w życiu – w tym co najmniej słodkie a najbardziej gorzkie mieści się sens.
Kiedy wreszcie przyjdą ciepłe dni.
11 komentarzy:
w tym momencie oddam wszystko za ta latte, naprawdę! ubóstwiam, kocham, nie potrafię sama zrobić ;)
cudny opis,
cudne latte
zimowe z nutką lata
najpyszniejsze:-)
piękne to latte! to właściwie jedyna kawa, jaką piję :) Kupiłam sobie ręczną spieniawkę do mleka i całkiem sie dobrze sprawuje :)
Zdjęcia i opis śliczne. Ale ja tradycjonalistka. Jak kawa to duża, czarna i bez cukru :)
Piękna latte :) I do tego jeszcze ze słodka niespodzianką :) Uwielbiam jak mój S wraca z pracy, zjadamy obiadek, a potem w ramach deseru popijamy pyszne latte lub macchiato, czasem z kropelką czegoś mocniejszego w środku mmmmm rozkosz :)
Jak miło widzieć, że się komuś "instrukcja spieniania mleka" przydała. :))Ładnie to latte wygląda. A jak wlewasz kawę? Po ściance czy środkiem? Wlewanie środkiem (wąziutkim strumieniem) gwarantuje nieskalaną biel warstwy mlecznej - potem wystarczy tylko przykryć dziurkę na powierzchni pianki odrobiną pozostawionej w tym celu pianki.
Och piękne latte i piękny, wzruszający opis! :)
O jaaaaa! To ja poproszę! :)
princess - już tam nie czaruj, z resztą ja za moje latte nic nie chcę w zamian - przyjedź, to ci zrobię, ot tak z dobrego serca. :P
asieja - nutka lata już niezbędna i coraz więcej się tych nutek pojawia w mojej głowie, już nie mogę tej aury i mam nadzieje, że na prawdę niedługo ciepłe dni przyjdą. Wczoraj byłem pod Krakowem i się załamałem, bo wieczorem zaczął padać śnieg...na szczęście u nas nie. To już symfonia mi w głowie zaczyna grać a nie jedna nutka...
Glimmer - nigdy nie umiałem się tym wynalazkiem posługiwać - szacunek.
Agata - tak jak pisałem - ja na co dzień też americanę, tyle, że z cukrem. A ze zdjęciami to już tam nie kokietuj.
Tili - właśnie ta niespodzianka to moja inwencja, no bo przecież trudno powiedzieć, że wymyśliłem samo latte.
i.nna - zastanawiałem się, czy zajrzysz tutaj i czy jakoś to skomentujesz - bo tak na prawdę to się troszkę obawiałem, że coś robię nie tak i nie wg.prawideł sztuki. A co do wlewania kawy - wlewam oczywiście środkiem, tylko posiadam mega nieposłuszne i wiecznie trzęsące się ręce [nie-nie mam problemu alkoholowego] i wąziutki strumień nagle zmienił się w wielkie CHLUP, po czym gwałtownie skręcił w bok. Tego się już nie dało zamaskować, chociaż się starałem. :P
majana - dziękuję, czasem mi się coś skrobnie...
oczko - z drażami czekoladowymi czy śmietankowymi?
Skąd ta szklanka w obrazkach, gdzie została kupiona? Czy ma w dnie literę G? Brakuje mi do kompletu.
haha - nie mam pojęcia. Z resztą szklanki już chyba dawno nie ma.
Ale ze zdjęć to mi trochę wygląda na IKEę.
Prześlij komentarz